Odszyfrowywanie

Paulo Sousa powołał ścisłą kadrę na mecze eliminacyjne do mistrzostw świata, a w niej niej aż siedmiu debiutantów. Zabrakło za to miejsca dla kilku zawodników.

Portugalczyk przedstawił listę powołanych na specjalnie zwołanej w tym celu konferencji prasowej. Oczywiście wirtualnej, jak ma czasy, w których się odbyła. Poza 27 nazwiskami powołanych przekazał jeszcze tylko jeden konkret.

Ten konkret stanowiła informacja, że pierwszym bramkarzem reprezentacji w najbliższych meczach będzie Wojciech Szczęsny. Na każde inne pytanie padała odpowiedź, poprzedzona elegancką formułką - „Dziękuję za twoje pytanie”, którą należało dopiero odszyfrować.

Rzecznik prasowy PZPN Jakub Kwiatkowski rozpoczął konferencję od wywołania jednego zawodnika do tablicy:

„Kamil Grosicki właśnie dzwonił dwa razy, więc zastanawiam się, czy nas ogląda”.

Nie wiem, czy oglądał transmisję na żywo, ale powołanie dostał. Sousa uzasadnił je tak:

„Jako dla trenera kadry narodowej dla mnie ważne jest, aby zbudować zespół. Biorąc pod uwagę doświadczenie jakie Grosicki już ma, ale też przywództwo jakie ma w zespole, dodając jeszcze do tego, że jest częścią tej grupy, muszę powiedzieć, że takich zawodników muszę rozważyć na te mecze, ponieważ są rzeczywiście wartością dodaną”.

Czyli potwierdził coś, o czym pisałem po jego powołaniu szerokiej kadry:

„Powtarzam od lat, że każdy zawodnik wart jest tylko i wyłącznie tyle, ile znaczy dla konkretnej drużyny! Można brylować w lidze, a w reprezentacji pozostawać wręcz bezużytecznym. Oczywiście regularne występy wpływają na formę, są wręcz pożądane, ale nie stanowią wprost proporcjonalnego przełożenia na grę w kadrze”.

Sousa zdaje sobie sprawę, że aby zbudować zespół, trzeba patrzeć nie tylko co dzieje się na boisku, ale też, a może przede wszystkim, co dzieje się w szatni. A tam Grosicki wiele znaczy. Nie chce więc (modne ostatnio stwierdzenie) „stracić szatni” na samym początku pracy z kadrą.

Portugalczyk z powołaniami poszedł wręcz po bandzie, skoro dostało je aż siedmiu debiutantów (!): Michał Helik (Barnsley FC), Kamil Piątkowski (Raków Częstochowa), Rafał Augustyniak (Urał Jekaterynburg), Sebastian Kowalczyk i Kacper Kozłowski (Pogoń Szczecin), Bartosz Slisz (Legia Warszawa) oraz Karol Świderski (PAOK Saloniki). Przyznam, że aż tylu się nie spodziewałem. Sousa tak ich scharakteryzował:

„Są to zawodnicy, którzy mają naprawdę dobrą perspektywę przed sobą i chcemy dać im możliwość, aby zrozumieli poziom gry na jakim się znaleźli, też intensywność pracy na tym poziomie”.

Czyli, jeśli dobrze zrozumiałem, niby mają potencjał, ale czy się rzeczywiście nadają, czy to dla nich nie za wysoka półka, dopiero się przekona podczas zgrupowania.

Najwięcej kontrowersji wzbudził brak w kadrze Tomasza Kędziory i Bartosza Kapustki. Pierwszy był uważany niemal za etatowego reprezentanta. Drugi został już praktycznie powołany przez media, a selekcjoner miał tylko ów wybór potwierdzić. Ale nie potwierdził. Dlaczego? Wyjaśnił tak:

„W przypadku każdego powołania podejmujemy indywidualne decyzje. I ten proces decyzyjny po prostu musi mieć miejsce. Tak czy inaczej my to robimy, ja ze swoim sztabem i nie wychodzimy poza ramy naszych decyzji”.

Czyli stwierdził, że powołania to nie koncert życzeń, ani lista przebojów. Drużynę buduje się według określonych reguł i bierze do niej tych, którzy do koncepcji pasują. Ma do tego pełne prawo i z niego korzysta. Ale czy korzysta dobrze, czy jego pomysł na grę wypali, a wybrani do realizacji kandydaci się sprawdzą, czy się nie pomyli (pomylił), zweryfikuje oczywiście boisko.

Przekonamy się też, czy rzeczywiście jego drużyna będzie grała w ustawieniu z trzema obrońcami, co już właściwie odtrąbiły media, a co sam tak skomentował:

„Jeśli chodzi o system gry, to jest element statyczny, a na boisku, no jednak mamy element dynamiczny, a nie statyczny. Dlatego też jeśli chodzi o ustawienie na boisku powinno ono opierać się przede wszystkim na zrozumieniu naszego planu, naszej koncepcji gry i zmian, które ewentualnie chcemy wprowadzić. W związku z tym uważam, przynajmniej taka jest nasza metoda, łatwiej jest kiedy mamy czas jednak przetrenować pewne elementy z zawodnikami na boisku”.

Czyli nie byłbym taki pewny, że drużyna wyjdzie już na mecz z Węgrami w ustawieniu z trzema obrońcami. Raczej spodziewałbym się, że najpierw przetrenuje ten system na obozie przed mistrzostwami Europy i dopiero tak na nich zagra.

Dla mnie najciekawsza była ta wypowiedź Sousy:

„Nie możemy cały czas mówić, czy też cały czas pisać, że mamy zespół, który ma te same możliwości czy też zdolności, jak inne zespoły. No bo znacząca liczba zawodników wiecie gdzie gra i wiecie też jak grają i na pewno nie jest to tak samo jak w przypadku topowych kadr narodowych na całym świecie”.

Wypowiedź (bez)cenna, bo świadcząca o realnej ocenie możliwości drużyny. Od lat twierdzę, że Polska ma średniej klasy reprezentacją europejską, co Sousa też już zauważył. I dał do zrozumienia, by nie wymagać od niego zwycięstw z najlepszymi, bo to nierealne...

▬ ▬ ● ▬