Pan prezes jednak posłuchał?

Fot. Trafnie.eu

Chwalenie się sukcesami w okresie koronawirusa może okazać się niezwykle niebezpieczne. Przekonał się o tym właśnie PZPN, a szczególnie jego prezes.

Zbigniew Boniek przed kilkunastoma dniami z triumfem obwieścił światu, że kierowany przez niego związek wyprzedził inne szybkością działania:

„My i tak zadziałaliśmy błyskawicznie. Jeszcze nie mamy ani jednego chorego piłkarza, a już są wstrzymane wszystkie rozgrywki”.

Brawo! Należałoby sobie jednak życzyć, by działania były równie szybkie, jak logiczne. A z tym już bywa gorzej. Jednego dnia komunikat – „Gramy dalej”. Następnego kolejny o odwołaniu rozgrywek. I do tego buńczuczny komentarz prezesa (za: przegladsportowy.pl):

„Oby tylko za dziesięć czy za dwadzieścia dni kluby nie płakały, że już chciałyby wrócić na boiska, a sytuacja wcale nie będzie lepsza”.

Za chwilę możemy mieć do czynienia z podobną akcją prostowania własnych, odpowiednio wcześniej nagłośnionych decyzji. Bo przecież związek już dawno postanowił co będzie, jak ligi dalej nie będzie, wydając stosowny komunikat. Wspomnianą sytuację opisuje Art. 2:

„W sytuacji, gdy decyzja właściwych władz administracyjnych skutkować będzie brakiem możliwości rozgrywania oficjalnych meczów piłkarskich na terytorium Polski lub części jej terytorium, rozgrywki mogą zostać zakończone pomimo nierozegrania wszystkich zaplanowanych meczów, na podstawie decyzji Zarządu PZPN, Komisji ds. Nagłych PZPN lub Zarządów Wojewódzkich Związków Piłki Nożnej”.

I jeszcze fragment wzbudzający najwięcej kontrowersji:

„Jako kolejność drużyn w końcowej tabeli rozgrywek sezonu 2019/2020 przyjmuje się kolejność drużyn w tabeli po ostatniej rozegranej kolejce rozgrywek”.

Ale jak można mówić o „końcowej tabeli”, jeśli drużyny rozegrały na wiosnę, szczególnie w niższych ligach, po jednej, dwie kolejki? Czyli jak można mówić o zakończonym sezonie, gdy ledwo zaczęła się jego druga część?

A w tej drugiej może się jeszcze naprawdę wiele wydarzyć. Czy ktoś przed rokiem w marcu dawał jakiekolwiek szanse Piastowi Gliwice na mistrzostwo Polski? Albo warto przypomnieć sobie w jakich okolicznościach w ubiegłym sezonie utrzymały się w pierwszej lidze Wigry Suwałki – dosłownie w ostatniej sekundzie meczu ostatniej kolejki.
I właśnie prezes Wigier, Dariusz Mazur, zaczął się burzyć (za: onet.pl):

„Zbulwersowało nas to, że jeżeli rozgrywki miałyby się nie odbyć, wiadomo, z jakich względów, to na dwanaście kolejek przed końcem bez możliwości sportowej rywalizacji i bez przemyślanej decyzji, bez konsultacji, bez rozmów. Ja uważam, że Zarząd PZPN sam podjął decyzję, nie licząc się z losem wielu klubów. Przyszedł, uchwalił i tak ma być. Przedstawiciele II i I ligi zostali zaproszeni chyba tylko po to, aby na żywo usłyszeć treść uchwały”.

Zagrzmiał też Wojciech Chodorek, prokurent w Stali Stalowa Wola:

„Oczekujemy przede wszystkim dialogu, a nie arbitralnych decyzji”.

Czyli generalnie piłkarski naród zaczął się prezesowi stawiać. I stało się coś dziwnego, bo przecież ostatnią rzeczą, o którą można Bońka podejrzewać, jest dobrowolna chęć schylenia przed kimś głowy. Dlatego z pewnym niedowierzaniem przyjąłem jego wypowiedź w programie TVN24 (za: onet.pl):

„Na ten moment podjęliśmy decyzję, że tabela, która jest aktualnie odzwierciedla końcowy układ drużyn na koniec sezonu. Na pewno będziemy musieli jednak do tego wrócić, bo wiele zespołów byłoby pokrzywdzonych. Będziemy musieli wprowadzić kilka wariantów, które wynagrodzą tych najbardziej poszkodowanych”.

Brawo! Tak jak pana prezesa dość często podszczypuję, tak muszę teraz pochwalić. Bo nieprzemyślaną decyzję łatwo podjąć. Prawdziwą sztuką jest umieć się z niej wycofać. Szczególnie gdy nosi się nazwisko Boniek.

▬ ▬ ● ▬