Pora wreszcie otrzeźwieć

Fot. Trafnie.eu

Zadziwiły mnie reakcje na mało z pozoru istotne wydarzenie. Stanowią dowód, że nie jest normalnie. Bo w polskiej piłce normalnie nie było praktycznie nigdy.

Od lat swoistym fenomenem jest sposób postrzegania dokonań i oceniania możliwości własnych piłkarzy przez rodaków. A wszystko bazuje na braku pamięci i totalnej niechęci do kojarzenia faktów, by wyciągać na tej podstawie wnioski.

Najlepszym okresem dla polskiej piłki były lata siedemdziesiąte ubiegłego wieku. Górnik Zabrze dotarł do finału Pucharu Zdobywców Pucharów. Reprezentacja zdobyła złoty medal olimpijski i zajęła trzecie miejsce w finałach mistrzostw świata. Osiągnęła kosmiczny sukces i chyba wtedy po raz pierwszy nastąpił niestety kosmiczny odlot.

Gdy dwa lata później przegrała w finale kolejnych igrzysk olimpijskich, jej srebrny medal uznano za haniebną porażkę. Z drużyną pożegnał się trener Kazimierz Górski, któremu postawiono już pomnik. Szkoda, że wtedy nie zauważono zasług dla stworzenia drużyny i nie pozwolono z nią dalej pracować.

W porównaniu z ówczesnymi osiągnięciami dziś polska piłka jest pariasem. Tylko duch wielkości w narodzie nie zginął. Nadal mamy lać wszystkich bez wyjątku. Gdy niedawno reprezentacja ośmieliła się wygrać tylko 1:0 na wyjeździe z Macedonią Północną, wybuchła prawdziwa histeria, ponieważ podobno „nie dało się tego oglądać”. Obowiązkiem było dużo wyższe (tak przypuszczam) zwycięstwo we wspaniałym stylu.

Jakoś nikt nie skojarzył faktu, że poprzedni kontakt z macedońskim futbolem miał miejsce trzy lata wcześniej. Już sam tytuł jest wymowny (za: sport.pl):

„Cracovia skompromitowała polską piłkę. Gibraltar lepszy!”

A oto jego uzasadnienie:

„Gibraltar wystawił do pierwszej rundy eliminacyjnej europejskich pucharów dwie drużyny. Obie awansowały do kolejnej fazy. Polska również miała w pierwszej rundzie dwóch przedstawicieli, ale tylko Zagłębie Lubin gra dalej. Cracovia skompromitowała się przegrywając dwa mecze z macedońską Skendiją Tetowo”.

Z tym Gibraltarem to czysty zbieg okoliczności, ale za to jaki smakowity. Bo jedną z drużyn, która awansowała wtedy do drugiej rundy była Europa, czyli obecny przeciwnik Legii Warszawa! A właśnie Legia przejęła w rodzimych mediach w tym sezonie rolę Cracovii sprzed trzech lat. Czyli to jej bezbramkowy występ w czwartek w Gibraltarze był kompromitacją polskiej piłki.

Gdy pisałem tekst po jej meczu, naprawdę nie przeczytałem żadnego komentarza z nim związanego. A kiedy już je poznałem, poczułem się jak mieszkaniec Hiszpanii, Niemiec czy Anglii, czyli piłkarskich potęg. Bo kto to słyszał, by zremisować z drużyną z Gibraltaru?

A czy to nie ta sama Legia, którą przed rokiem odprawił z pucharów zespół z Luksemburga? Wtedy też była „kompromitacja”, „blamaż”, wstyd”, „żenada”. Jeśli coś zdarza się kolejny raz, trudno znów mówić, że to „kompromitacja”, „blamaż”, wstyd”, „żenada”. Logiczne wydaje się nazwanie tego (niestety) normą.

Wielokrotnie przestrzegałem przed „przeklętymi pucharami”, ale widzę, że pojęcie jest zbyt trudne, by je po prostu zaakceptować. Lepiej wierzyć we własną potęgę. Tylko na jakiej podstawie?

Jak można wymagać czegokolwiek od trzech drużyn – Piast Gliwice, Cracovia i Lechia Gdańsk – reprezentujących Polskę w tym sezonie w europejskich pucharach, skoro ich wspólny bilans w tych rozgrywkach jest (po środowych i czwartkowych spotkaniach) następujący: 10 meczów – 0 zwycięstw, 4 remisy, 6 porażek. Trzy drużyny ROZEGRAŁY DOTĄD TYLKO DZIESIĘĆ MECZÓW NIE ODNOSZĄC W NICH ZWYCIĘSTWA!!!

Czy jeśli DAC Dunajska Streda wyeliminuje za tydzień Cracovię, taki wynik będzie zaskoczeniem? Przecież w ubiegłym sezonie dwa słowackie zespoły wyeliminowały z europejskich pucharów dwa polskie. Chyba pora wreszcie otrzeźwieć i zamiast pisać i gadać o kolejnej kompromitacji czy wstydzie, wreszcie zacząć kojarzyć proste fakty.

▬ ▬ ● ▬