Potrzebny milion dolarów

Fot. Trafnie.eu

W kraju jednego z rywali reprezentacji Polski w najbliższych eliminacjach do mistrzostw świata dzieją się rzeczy ciekawe. Nawet trudno w nie uwierzyć.

Pozostając pod nieodpartym wrażeniem meczu o Superpuchar Europy w Tbilisi, ruszyłem w dalszą drogę do sąsiedniej Armenii. Zaplanowałem to wczesnej. Pomyślałem, że skoro już będę w Gruzji, warto pojechać do sąsiadującego z nim kraju na małe wakacje.

Gdy Polska wylosowała Armenię w eliminacjach do mistrzostw świata, podskoczyłem z wrażenia. Nie był to mój wymarzony rywal dla kadry Nawałki z tego koszyka, ale uzyskiwałem niespodziewaną szansę, by dowiedzieć się czegoś na miejscu o miejscowym futbolu.

W pierwszym miasteczku po przekroczeniu granicy – Alaverti, trafiłem na stadion klubu Metalurg. Turyści oglądają go najwyżej z kolejki linowej, którą jadą do klasztoru Sanahin, znajdującego się na liście UNESCO. Ja, ze swoim piłkarskim skrzywieniem, musiałem pójść obejrzeć go z bliska. Stadionik jest strasznie zaniedbany. Miejsce, na którym kiedyś było boisko, miało zamiast trawy coś, czym nawet miejscowe krowy, za bardzo by się nie pożywiły. Gdy dwa dni później dotarłem do Erewania, przekonałem się, że to niemal „pomnik” miejscowej klubowej piłki.

W stolicy Armenii spotkałem dwóch ludzi, którzy chcą założyć klub piłkarski. Gdyby spełnili swoje marzenie, byłby to dziewiąty klub piłkarski w kraju. Rozmawialiśmy po rosyjsku. Pomyślałem, że moja znajomość języka niestety wciąż pozostawia wiele do życzenia, skoro nie zrozumiałem tak prostego słowa. Zapytałem jeszcze dwa razy, ale okazało się, że usłyszałem dobrze. W kraju, który ma trzy miliony mieszkańców i będzie rywalizował w eliminacjach z Polską, jest osiem klubów piłkarskich!!! Reszta poupadała.

Z ekstraklasy nikt nie spada. W pierwszej lidze grają drużyny rezerw klubów z ekstraklasy. Z ośmiu aż sześć ma siedzibę w Erywaniu. Czyli reszta kraju (za wyjątkiem Giumri i Kapan), to piłkarska pustynia.

I tak jest nieźle, bo przed sezonem zanosiło się, że wystartuje tylko sześć drużyn. Ulisses stracił siedemnastu piłkarzy, którzy przeszli do rosyjskiego klubu Torpedo Armawir, mającego spore ambicje. Natomiast Mika zbankrutowała. Udało się jednak jakoś nakłonić oba kluby do startu w rozgrywkach. Mika zgłosiła do nich w większości juniorów oraz kilku starszych zawodników nie mających gdzie grać.

Średni budżet klubu z ormiańskiej ekstraklasy wynosi 1-1,5 miliona dolarów. Każdy, kto chce przystąpić do rozgrywek, musi wpłacić do federacji kaucję w wysokości 200 tysięcy dolarów. To zabezpieczenie, które zostaje zwrócone po trzeciej części rozgrywek (drużyny grają systemem każdy z każdym po cztery razy), jeśli klub dalej w nich uczestniczy. Gdyby się wycofał w ciągu trzech rund, zabezpieczenie przepada. Miejscowi gracze zarabiają miesięcznie średnio 1-1,5 tysiąca dolarów. Najlepsi zagraniczni mogą wyciągnąć nawet 3 tysiące.

Gdyby ktoś założył w Armenii nowy klub piłkarski, automatycznie uzyska on awans do ekstraklasy w nowym sezonie! Czyli po roku działalności, ma już szansę wystartować nawet w kwalifikacjach do Ligi Europejskiej (czwarte miejsce w tabeli). A to oznacza konkretną gotówkę do zarobienia, którą UEFA gwarantuje każdemu uczestnikowi.

Dwóch napaleńców z Erywania poważnie więc myśli o założeniu klubu. Ze znalezieniem stadionu problemu nie będzie, skoro większość w kraju tylko popada w ruinę i nic się na nich nie dzieje. Z piłkarzami też nie powinno być problemu. Jak nie znajdą ich w Armenii, wezmą choćby z Ameryki Południowej. Tam kandydatów do jednej z lig europejskich, jaką jest ta armeńska, nigdy nie zabraknie.

Jest tylko jeden problem. Potrzebują jeszcze miliona dolarów na pierwszy rok działalności. Dlatego zapytali przybysza z Polski:

„Może masz jakiś pomysł, jak go zdobyć”?

▬ ▬ ● ▬