Prawda czy fałsz? Prawda, ale…

Są takie momenty, gdy zbyt wiele mądrego powiedzieć się nie da. Dlatego trzeba bardzo uważać, by nie wygadywać czegoś bez sensu. Spróbuję podjąć wyzwanie.

Takim momentem było tragiczne zdarzenie z Christianem Eriksenem. Oglądałem mecz Euro 2020 Danii z Finlandią, gdy pod koniec pierwszej połowy zauważyłem, że padł bezwładnie na murawę. Nie dawał znaków życia, co wyglądało strasznie. Długie minuty reanimacji trwające właściwie wieczność. Przyznaję, że spodziewałem się najgorszego widząc zupełnie przerażonych kolegów z drużyny Eriksena, stojących tuż obok ratujących mu życie lekarzy.

Na szczęście przeżył, na szczęście odzyskał świadomość, na szczęście jego stan jest stabilny. Już wiadomo, że doznał podczas gry ataku serca. Jak na taką dolegliwość jest zupełnie młody. Ma zaledwie 29 lat, a znajomy, lepiej obyty w sprawach medycznych, uświadomił mi, że czym młodsza osoba doznaje zawału, tym większe prawdopodobieństwo, że może się to dla niej źle skończyć. Na szczęście dla Duńczyka zakończyła się dobrze.

W takich momentach za wiele mądrego powiedzieć się nie da. Czym mniej słów, tym lepiej, szczególnie gdy toczy się walka o życie. Jednak kto tylko mógł komentował sobotnie wydarzenia na stadionie w Kopenhadze. Wśród mnóstwa komentarzy pojawił się i taki, że piłkarze grają za często, praktycznie bez przerwy co trzy dni (przynajmniej na tym wysokim poziomie), więc efekt jest taki, jak w przypadku Eriksena. Prawda czy fałsz? Prawda, ale…

Piłkarze oczywiście grają za często. Szczególnie w dobie pandemii koronawirusa, gdy po przymusowej przerwie w ubiegłym roku trzeba było nadrabiać zaległości. Traktuje się ich jak maszyny, nie pytając o nic. A więcej meczów, to więcej transmisji telewizyjnych i więcej kasy. Bo kasa jest tu najważniejsza.

Zarabiają za dużo, ale i za dużo grają. To z pewnością przyczynia się do większej liczby kontuzji. Ale czy zadecydowało także o ataku serca Eriksena? Chyba jednak nie, skoro w zakończonym sezonie on akurat za dużo nie grał. W barwach Interu Mediolan wystąpił w 26 meczach w Serie A, ale tylko w dwóch (!) przed 90 minut. Po 90 minut ostatni raz zagrał w meczu reprezentacji Danii w czerwcu, a przedtem też w reprezentacji w marcu. Trudno więc w jego przypadku dopatrywać się przemęczenia akurat z tego powodu.

Gdy już było w sobotę pewne, że Eriksen żyje, piłkarze wrócili na boisko, by dokończyć mecz, a decyzja była mocno komentowana. Wrócili, bo liczy się tylko kasa. Musieli grać, bo kontrakty na transmisje i związane z tym kontrakty reklamowe zostały podpisane. Za dużo jest do stracenia, by jakiś mecz mógł się nie odbyć. Czyli przede wszystkim kasa i jeszcze raz kasa! Prawda czy fałsz? Prawda, ale…

Piłkarze reprezentacji Danii rozmawiali z Eriksenem po odzyskaniu przez niego przytomności i właśnie ta rozmowa miała zdecydować, że chcieli dokończyć mecz z Finami. I dokończyli, choć zakończył się dla nich porażką 0:1.

Jeśli chodzi o dramatyczne wydarzenia związane z duńskim pomocnikiem tylko jedno wydaje się pewne, o czym pisałem już przez pięcioma laty:

„Czytałem kiedyś wypowiedź lekarza specjalisty, który tłumaczył, że mimo obowiązkowych okresowych badań piłkarzy nie ma szans, by udało się zapobiec podobnym przypadkom. Choćby dlatego, że wszystkich ukrytych wad serca wykryć się nie da. Dlatego niestety nie da się też wykluczyć w najbliższym czasie kolejnych tragicznych informacji o zgonach piłkarzy podczas meczów…”

Na szczęście nie wszystkie podobne przypadki kończą się śmiercią. I to jest najbardziej optymistyczny wniosek dotyczący Eriksena.

▬ ▬ ● ▬