Pytań jeszcze więcej

Fot. Biuro Prasowe Wisła Kraków SSA

W ostatnim tegorocznym meczu ligowym Wisła przegrała w Krakowie z Lechem 0:1. Można było odnieść wrażenie, że to tylko dodatek do czegoś ważniejszego.  

Do Krakowa przylecieli nowi właściciele Wisły - Vanna Ly, francuski biznesmen pochodzący z Kambodży, z funduszu Alelege i Szwed Mats Hartling reprezentujący  brytyjską spółkę Noble Capital Partners. To znaczy nowymi właścicielami będą, jeśli do 28 grudnia wpłacą ponad dwanaście milionów złotych.

To chyba słynny angielski trener Bobby Robson twierdził, że „jeśli” jest najważniejszym słowem w piłce nożnej. Już sam fakt, że kogoś nazywa się właścicielem, ale nim jeszcze nie jest, daje sporo do myślenia.

Mnie zastanawiał zanim w Krakowie ktokolwiek się pojawił. I okazuje się, że wątpliwości zaczynają się niestety sprawdzać. Rozstrzygnięta została już pierwsza zawarta w zdaniu - „Ciekawe, jaki mają pomysł na rządzenie klubem”.

Okazuje się, że chyba żadnego, bo klub to jest przy okazji, co sugeruje fragment  (za: przegladsportowy.pl):

„Przestało już bowiem być tajemnicą, że Vannie nie chodzi tylko o Wisłę, ale też o inwestycje w samym mieście. Do Towarzystwa Sportowego Wisła Kraków, będącego wciąż jeszcze właścicielem stu procent akcji piłkarskiej spółki, należą tereny otaczające stadion przy ulicy Reymonta. Zgodnie z planem zagospodarowania przestrzennego można na nich wybudować dwa hotele”.

Czyli typowa spodziewana niespodzianka – klub wart jest tyle, ile tereny, które do niego należą. Szkoda, że trzeba brać go w pakiecie razem z drużyną, bo utrzymanie jej sporo kosztuje, a zarobić się na tym za bardzo nie da. Temat był przerabiany w polskich realiach już wielokrotnie.

Teraz będzie zabawny fragment, choć w sumie chyba nie do końca (za: onet.pl):

„Adam Pietrowski, reprezentujący inwestorów, o tym, że podpisana umowa nie daje prawa do ziemi w okolicy stadionu dowiedział się od dziennikarzy Onetu. - Aha...to nie wiedzieliśmy. To trzeba porozmawiać z panem prezydentem - mówi Pietrowski po tym, gdy dowiedział się jak wygląda sytuacja z gruntami. Co w takim razie z planami inwestycyjnymi? - Na to pytanie nie mogę odpowiedzieć, bo się od pana dowiedziałem – dodaje”.

Należy postawić więc pytanie, czy pierwsza wizyta w Krakowie „potencjalnych inwestorów”, jak ostrożnie nazywa ich część mediów, będzie też ostatnią? Obejrzeli w piątkowy wieczór mecz Wisły z Lechem Poznań. Ciekawy jestem, czy przegrana 0:1 miała dla nich znaczenie? Bo przecież poza przejmowaniem klubu, wyniki drużyny powinny być dla tego klubu priorytetem. A odniosłem wrażenie, że niestety na razie są dodatkiem.

Potencjalni właściciele (inwestorzy) rozmawiali piłkarzami (za: gazetakrakowska.pl):

„Podczas przedmeczowego spotkania przedstawiono nam ambitne plany. Otrzymaliśmy informacje, spokojniej na wszystko patrzymy i czekamy co się wydarzy w kolejnych dniach - mówił piłkarz Wisły Rafał Pietrzak”.

Tylko że kilka godzin przed meczem to można najwyżej opowiadać o taktyce, by się do niego odpowiednio przygotować. Tak ważne spotkania organizuje się po końcowym gwizdku. Jeśli ktoś tego nie wie, trudno z optymizmem oczekiwać dalszych działań. Czyli pytań związanych z Wisłą raczej przybywa niż ubywa.

Mimo porażki kibice pożegnali piłkarzy w Krakowie jak bohaterów. Wywiesili dwa wielkie transparenty. Na jednym były świąteczne życzenia. Na drugim nazwiska wszystkich piłkarzy i trenerów grających i pracujących od wielu miesięcy za darmo. Czy 28 grudnia otrzymają zaległe wynagrodzenia?         

▬ ▬ ● ▬