Realizm zamiast optymizmu

Fot. Trafnie.eu

W poniedziałek Arkadiusz Milik przeszedł w Rzymie operację kolana. Jego klub wydał w tej sprawie oświadczenie, którego ostatnie zdanie jest przerażające.

Polski napastnik doznał kontuzji w sobotnim meczu Napoli w Serie A. Oglądałem feralny moment w telewizji i gdy komentatorzy czekając na powtórkę zastanawiali się, czy do urazu doszło w wyniku ataku rywala, przypomniał mi się własny przypadek. Grałem w piłkę i biegnąc nagle poczułem jak noga w kolanie nienaturalnie łamie się w odwrotną stronę. Nikt mnie nie atakował. Zerwałem więzadło przednie. 

Kiedy oglądając powtórkę zobaczyłem, że Milika też nikt nie atakował, a noga wygięła się w kolanie w nienaturalny sposób, spodziewałem się najgorszego. Nawet po zapewnieniach samego piłkarza, tuż po meczu, że nie jest tak źle, jak przed rokiem. I te najgorsze przeczucia niestety się sprawdziły. Dlatego w poniedziałek Milik musiał przejść operację zerwanych więzadeł prawego kolana.

Potrzebne jest drobne wyjaśnienie. Mówiąc o tym, co działo się przed rokiem napastnik Napoli miał na myśli poprzednią kontuzję, gdy podczas meczu reprezentacji z Danią w październiku 2016 roku też zerwał więzadła, ale w lewym kolanie.

Włoski klub po poniedziałkowej operacji poinformował, że kolano zawodnika zostało wzmocnione, a ten „wróci na boisko w podobnym czasie jak po poprzedniej kontuzji”. To mnie przeraziło. Żeby zrozumieć dlaczego, należy przypomnieć, co pisałem w styczniu:

„Arkadiusz Milik ma się podobno znaleźć w kadrze Napoli na najbliższy mecz Serie A z Palermo. Tak twierdzą włoskie media, a powtarzają za nimi polskie. Informacja jest powszechnie uznawana za wspaniałą, w tych polskich. Milik raczej jeszcze nie podniesie się z ławki rezerwowych, jeśli na niej zasiądzie. Tak twierdzą te same media. Znakomicie! Chyba jeszcze nigdy nikomu nie życzyłem tak szczerze, żeby nie… zagrał.

Nie ukrywam, że informacja o potencjalnym występie Milika mnie przeraża. Przerażały zresztą niemal wszystkie pojawiające się po jego operacji kolana”.

I dalej:

„Czytając informacje o jego ekspresowej rehabilitacji dochodziłem do wniosku, że chyba doznał złamania paznokcia. Wystarczyła jedna wizyta u kosmetyczki, minutowy zabieg i nikt nie zauważył, co się stało. Już się rusza, już normalnie trenuje, już za chwilę wróci do gry. Na pewno w styczniu...”

Osoby mające większą wiedzę na temat medycyny i rehabilitacji upewniały mnie w przekonaniu, że tak szybko po ciężkiej kontuzji na boisko nie da się wrócić.

Byłem pod wrażeniem dojrzałości Milika:

„Sam stwierdził, że nie jest jeszcze do tego przygotowany, chciałby trochę więcej potrenować przed powrotem do gry. Takie podejście jak najlepiej o nim świadczy.

Czyli polski napastnik ma więcej zdrowego rozsądku, niż cały sztab medyczny Napoli. Zastanawia mnie, że zaledwie dwa tygodnie po powrocie do normalnych treningów próbowano go wypchnąć na boisko. Być może Milik jest rzeczywiście swoistym fenomenem, a jego organizm regeneruje się w tempie, którego medycyna sportowa dotąd nie znała. Dlaczego jednak piłkarz MUSI prosić o czas na dojście do pełnej dyspozycji? Dlaczego trener z klubowym lekarzem chcą go niemal na siłę posłać do boju?”

Dlatego uważam, że to, co stało się w sobotę było wypadkową tego, co wydarzyło się na początku roku. Organizm człowieka jest jak system naczyń połączonych. Jedna osłabiona noga, poddana zbyt wcześnie po urazie za dużym obciążeniom, miała wpływ na drugą nogę. Moim zdaniem właśnie tak było w przypadku Milika. Szkoda, że na początku roku inni równie zdecydowanie jak ja nie domagali się, by dać mu więcej czasu na rehabilitację. Bo teraz odnoszę wrażenie, że wszyscy już doskonale wiedzą – WRÓCIŁ ZA SZYBKO!

Przeraża mnie cytowany już fragment poniedziałkowego oświadczenia klubu z Neapolu. Dlatego trudno mi z optymizmem patrzeć na przyszłość Milika po powrocie na boisko. Bo jeśli ma na nie wrócić tak szybko, to jak szybko można się spodziewać kolejnej kontuzji?

▬ ▬ ● ▬