Rozum wrócił, normalność nie

Fot. Trafnie.eu

Reprezentacja Polski zagra w niedzielę ostatni mecz eliminacyjny. Szanse na awans ma ogromne. Nierozwiązane problemy jeszcze większe.

Przypominam sobie nastroje przed spotkaniem z Danią. Nie tyle pojawiały się pytania o awans, ale kiedy on nastąpi. Czy już, czy trzeba niestety poczekać do następnego meczu? Nikt się nie zajmował takimi drobiazgami, jak analiza możliwości rywali. Najwyżej typowaniem z kim Polska może zagrać w ćwierćfinale (półfinale, finale?) mistrzostw świata, jako potęgą pnącą się w rankingu FIFA na same szczyty.

Było najwyższe w historii piąte miejsce i prawie tyle samo bramek w plecy w Kopenhadze. Jeśli Polacy rzeczywiście w przyszłym roku pojadą do Rosji, Duńczycy powinni dostać od PZPN specjalną premię, bo pokazali im miejsce w szeregu i zmusili do autorefleksji. Dzięki temu przed niedzielnym meczem pojawiają się w mediach tytuły dotyczące awansu ze znakiem zapytania! Jeszcze niedawno nie do pomyślenia.

Polakom wystarczy remis w meczu z Czarnogórą. Wystarczy remis czy muszą co najmniej zremisować? A jaka różnica? Gigantyczna, bo związana z nastawianiem psychicznym. Warto przypomnieć sobie mecz reprezentacji piłkarzy ręcznych w mistrzostwach Europy przed dwoma laty. Jeśli dobrze pamiętam do awansu do półfinału wystarczała im porażka nawet trzema bramkami z Chorwacją. Dostali ciężkie baty, że aż strach cokolwiek wspominać.

Takiego scenariusza z reprezentacją Polski w piłce nożnej raczej nie przewiduję. Już raz, w poprzednich eliminacjach, pokazała, że potrafi wytrzymać ciśnienie. Ostatni mecz z Irlandią w warszawie miał chyba większy ciężar gatunkowy, a okazał się najrówniej zagranym w całych kwalifikacja do EURO 2016. Bez tej huśtawki nastrojów – pierwsza polowa znakomita, druga straszna – lub na odwrót.

Reasumując – szansa na awans jest gigantyczna, ale nastawienie zdroworozsądkowe, co mnie cieszy. Bo to, co się dzieje wokół piłkarzy musi na nich oddziaływać w mniejszym lub większym stopniu. I chyba oddziałuje, skoro w wypowiedziach kadrowiczów nie odczuwam utraty kontaktu z rzeczywistością.

Czyli rozum wrócił, normalność już nie. Zdążyłem to napisać i od razu zacząłem się zastanawiać – czy może wrócić coś, czego nigdy w polskiej piłce nie było? Uświadomiłem sobie, że w tym tygodniu prawie tyle samo miejsca, co wyczynom i rekordom Roberta Lewandowskiego, poświęcano wyczynom chuliganów.

W Erewaniu polscy kibice znów lali się między sobą. Już to kiedyś widziałem przed meczem towarzyskim z Litwą w Kownie. Teraz nie widziałem, ale usłyszałem od naocznego świadka, na tyle wiarygodnego, by nie poddawać w wątpliwość faktu, że jeden drugiego walną „z grzywy”.

O tym, co spotkało piłkarzy Legii, mówiła i pisała cała Europa. Maciej Szczęsny zauważył, że musiało do tego dojść wcześniej czy później. Gdy kiedyś pobity został na terenie stadionu Legii Jakub Rzeźniczak, a jego klub robił co mógł, by nie zmierzyć się otwarcie z problemem, wniosek nasuwał się oczywisty.

Nie trzeba być magistrem psychologii, by zrozumieć, że sprawa wróci w jeszcze bardziej drastycznej postaci, bo z bandytami nie należy się układać w jakiejkolwiek formie. To się może skończyć źle albo tragicznie.

Patrząc jak zachowują się teraz władze Legii, jakie dziwne i spóźnione oświadczenia wydają, zadam proste pytanie – kto będzie następny na liście bandytów i kiedy? Wezmą się za samego prezesa?

▬ ▬ ● ▬