Sinusoida nastrojów

Raków Częstochowa pokonał 3:2 Karabach Agdam w pierwszym meczu drugiej rundy kwalifikacyjnej do Ligi Mistrzów. Zwycięstwo z pewnością cenne, ale…

Drużyna z Azerbejdżanu to prawdziwa zmora polskich klubów w europejskich pucharach. W ostatnich sezonach odprawiła z nich przecież, również w kwalifikacjach do Ligi Mistrzów, Legię Warszawa i Lecha Poznań. Kilka lat wcześniej wyeliminowała jeszcze Wisłę Kraków i Piasta Gliwice.

Kiedy w 2010 roku Azerowie dwa razy zleli Wisłę, rodzime media komentowały jej porażkę jako „kompromitację”. Kompromitacją okazało się wtedy niedocenianie rywali, bo w ostatnich latach regularnie występują w fazie grupowej trzech europejskich pucharów, co w przypadku polskich drużyn akurat normą nie jest. Wiadomo więc było, że Raków wylosował trudnego przeciwnika. Dlatego zwycięstwo nad nim należy uznać za cenne, choć przebieg meczu znacznie rozbudził nadzieję ba jeszcze lepszy rezultat.

W pierwszej połowie dało się zauważyć spory potencjał Karabachu w operowaniu piłką. Na szczęście dla Rakowa nie znajdowało to przełożenia na sytuacje bramkowe. Natomiast w drugiej połowie okazało się, że piłkarze z Azerbejdżanu postanowili pomóc gospodarzom zaliczając dwa „klopsy” zakończone stratą dwóch bramek.

Przy pierwszej w duecie wystąpił bramkarz Shahrudin Mahammadalijew razem z obrońcą Elvinem Cafargulijewem. Po akcji Marcina Cebuli starali się tak wybijać piłkę sprzed linii bramkowej, że wpakowali ją do siatki, a „swojaka” przypisano temu drugiemu. Przy następnej solowy występ zaliczył już sam bramkarz. Fabian Piasecki oddał strzał głową, jednak nie za mocny i w sam środek bramki. Tam stał właśnie Mahammadalijew, którego interwencję, czy raczej jej brak, trudno racjonalnie wytłumaczyć, ponieważ dokonał wręcz niemożliwego, gdy nie był w stanie złapać piłki. Najważniejsze, że w starciu z potencjalnie silniejszą drużyną Raków prowadził 2:0. Wynik naprawdę świetny, jednak pod warunkiem, że się go utrzyma do końca meczu. A ten warunek spełniony nie został.

Zaledwie po dwóch minutach bramkę zdobył Redon Xhixha, a po kolejnych dwóch następną, obnażając niestety błędy w ustawieniu obrońców Rakowa. Świadczy o tym szczególnie drugie jego trafienie, kiedy piłkę do siatki skierował… klatką piersiową.

Do tej prawdziwej sinusoidy nastrojów postanowił jeszcze dopisać puentę nowy transferowy nabytek Rakowa, ostatnio zawodnik niemieckiego HSV Hamburg – Sonny Kittel. W doliczonym czasie gry zdecydował się na uderzenie spoza pola karnego. Tym razem trudno było winić bramkarza, za to warto było chwalić strzelca za decyzję, uderzenie i precyzję, dzięki którym piłka wylądowała w siatce ustalając wynik meczu.

W ten sposób Raków odniósł zwycięstwo nad potencjalnie silniejszym rywalem, co niewątpliwie cieszy. Choć przy prowadzeniu 2:0 apetyty zostały rozbudzone strasznie. Ale bądźmy obiektywni, zwycięstwa mogło nie być, gdyby nie prezenty od piłkarzy gości.

Teraz najtrudniejsze zadanie, trzeba tę niewielką przewagę utrzymać za tydzień podczas meczu rewanżowego w Baku. Łatwo na pewno nie będzie. Czy Karabach wreszcie potknie się na rywalu z Polski, czy stanie się zmorą dla kolejnego?

▬ ▬ ● ▬