Słowne gierki

Fot. Trafnie.eu

Reprezentacja Polski rozpoczęła zgrupowanie przed dwoma wrześniowymi meczami w Lidze Narodów z Holandią w Warszawie i Walią w Cardiff.

To już niepisana tradycja, że na pierwszej konferencji na każdym zgrupowaniu od wielu lat pojawia się selekcjoner wraz z kapitanem, Robertem Lewandowski. Obaj odpowiadali w poniedziałek na pytania dziennikarzy. Dwie kwestia wydały mi się szczególnie intrygujące.

Gdy przed kilkoma dniami, po ligowym meczu Lecha Poznań, oglądałem w telewizji wywiad z Michałem Skórasiem, zapamiętałem co powiedział o potencjalnym, jeszcze wtedy, powołaniu do pierwszej reprezentacji, bo przecież w młodzieżowej grywa regularnie. Z pokorą stwierdził, że nie ekscytuje się tym ponad miarę, tylko stara się dalej robić swoje. I powołanie za chwilę dostał.

Przypomniałem sobie o nim, gdy na konferencji prasowej trenera Czesława Michniewicza zapytano o bramkarza Augsburga Rafała Gikiewicza. Ten ma zdecydowanie inne podejście do życia, więc i zupełnie inne, bo niewiarygodnie wielkie ego. Od dawna dopomina się powołania do reprezentacji Polski. Właśnie udzielił wywiadu Kanałowi Sportowemu, w którym bez przesadnej skromności dał wyraz swoim oczekiwaniom:

„Na mojej kartce na lodówce nie ma już reprezentacji Polski. Trochę zdjąłem z siebie ten ciężar. Dowiaduję się w klubie, że jestem na szerokiej liście. Nikt z kadry ani do mnie SMS-a nie napisał, ani nie zadzwonił. Trochę jest to jak dla mnie dziwne”.

Michniewicza te słowne gierki najpierw trochę rozbawiły, potem wyraźnie poirytowały:

„Dla mnie nie jest to dziwne. Jest w kręgu zainteresowań. Obserwowaliśmy jego mecze na żywo. Z Leverkusen zagrał dobre spotkanie, z Werderem... Byli nasi trenerzy na innych też spotkaniach. Jest w kręgu zainteresowań naszej reprezentacji. Nie został powołany, bo powołaliśmy kogoś innego. Nie możemy powołać dziesięciu bramkarzy na zgrupowanie”.

Zastanawiam się, czy Gikiewicz na zgrupowaniu nie byłby jak odbezpieczony granat? Bo kogoś z wielkim ego zawsze trudno zadowolić, a miejsce w bramce jest tylko jedno.

A ile miejsc w podstawowym składzie powinien zarezerwować dla napastników trener Michniewicz? O to dopytywali dziennikarze tego najważniejszego, czyli Lewandowskiego. W mediach znów pojawił się bowiem temat samograj – grać z jednym, czy z dwoma napastnikami? Od lat twierdzę, że to najwyżej gra słów, typowy temat zastępczy, bazujący na naiwnym przekonaniu, że inne ustawienie zapewni nagle drużynie sukces. Już kiedyś wspierał mnie w tym przekonaniu Lewandowski:

„Wygodniej jest, jeśli cała linia pomocy mnie wspiera. Ale czy to jest z napastnikiem, czy z przysłowiową „dziesiątką”, tak naprawdę zależy bardziej właśnie od tej linii pomocy, jak wspiera, jak atakujemy razem. Nawet też od obrońców tak naprawdę, bo też całą drużyną atakujemy. Więc jeśli jest pomocnik, który wbiega w wolne przestrzenie i „robi” w ofensywie za tego drugiego napastnika, w tym momencie nie ma większego znaczenia. Taktyka w piłce nożnej jest tak ogromna, tak się zmienia w trakcie meczu, że czasami ciężko przypisać czy gra się z dwoma napastnikami, czy z jednym - naprawdę nie różni się w ogóle”.

Wsparł ponownie, gdy znów dopytywano go w poniedziałek o dwóch napastników, domagając się miejsca w podstawowym składzie dla Arkadiusza Milika po jego udanych występach w Juventusie Turyn:

„Czasami to nie chodzi o system, a o sposób poruszania się, ruch bez piłki. Czy to nazwiemy systemem z dwójką ofensywnych pomocników czy dwójką napastników, to nie ma większego znaczenia. Ważniejsze jest to, jak wygląda ten ruch bez piłki”.

Nic dodać, nic ując. Ale jednak dodam, bo nie mam wątpliwości, że temat „z dwoma napastnikami” z pewnością będzie wracał jak bumerang...

▬ ▬ ● ▬