Spieszmy się cieszyć takimi...

Fot. Mateusz Kostrzewa/legia.com

Legia wygrała 1:0 w Warszawie z Leicester City w meczu fazy grupowej Ligi Europejskiej i zapanowała istna euforia. Chciałbym jednak zwrócić uwagę, że…

Zacznę od końca, czyli konferencji prasowej po meczu. Właściwie aż czterech. UEFA płaci i wymaga. Z dziennikarzami muszą spotykać się nie tylko trenerzy obu drużyn, ale też po jednym zawodniku. No i się spotkali, każdy oddzielnie. W sumie trwało to ponad godzinę. Na samym końcu w sali konferencyjnej pojawił się Czesław Michniewicz przywitany przez redaktorów brawami! Z szerokim uśmiechem na twarzy i typowym dla siebie poczuciem humoru zaczął robić to samo mówiąc:

„Możemy sobie nawzajem poklaskać”.

Podobne reakcje na konferencjach prasowych zdarzają się po czymś wyjątkowym. Bo za taki uznano niewątpliwie wynik meczu z angielską drużyną. Dlatego Michniewicz stwierdził:

„To był piękny wieczór i myślę, że zapamiętamy go na długo. Pokonaliśmy zespół, z którym teoretycznie nie mogliśmy wygrać. Pieniądze jednak nie grają”.

Chodziło oczywiście o pieniądze w budżecie rywali nieporównywalnym z tym Legii. Warto jeszcze wspomnieć o fascynacji polskiego trenera jego odpowiednikiem w Leicester City - Brendanem Rodgersem. Chciał kiedyś jechać do niego na staż, a tu okazało się, że spotkali się oko w oko i jeszcze go ograł. Michniewicz przyznał:

„Rozmawialiśmy po meczu. Zaprosił mnie i Kamila [Potrykusa, jego asystenta], żebyśmy odwiedzili go w wolnej chwili”.

I nie mógł się nachwalić Rodgersa:

„Otrzymał od nas prezent, który przygotowaliśmy z Izą [Kruk, rzeczniczką prasową] i myślę, że dobrze nas zapamięta. Okazał się fantastycznym człowiekiem, pełnym klasy. Jest to człowiek wielkiej kultury i klasy. Myślę, że to jest też duża lekcja dla nas – trenerów, jak przegrywać z godnością. Nie każdy mecz da się wygrać, ale zawsze trzeba zachowywać godność. Patrząc na zachowania Anglików, duża klasa naszych rywali i wyznaczenie kierunku, w którym powinniśmy podążać. Pogratulował również zwycięstwa i postawy drużyny. Myślę, że to nie była zwykła kurtuazja – tak po prostu czuł z boiska”.
Rodgers pochwalił Legię i jej trenera za realizację założeń taktycznych, ale skupił się głównie na swojej drużynie:

„Byliśmy zdecydowanie za mało aktywni. Szczególnie w pierwszej połowie. W drugiej zdominowaliśmy grę, stworzyliśmy kilka sytuacji do strzelenia bramki, ale nie potrafiliśmy ich wykorzystać”.

Jedną świetnie wybronił dziewiętnastoletni Cezary Miszta, o którego występ w ważnym meczu było sporo obaw po tym, jak zawalił poprzedni z Rakowem Częstochowa w lidze (sprokurował karego dla rywali). W czwartkowy wieczór po trochę niepewnym wyjściu do piłki bronił już bardzo dobrze. Dlatego po końcowym gwizdku partnerzy z drużyny wyściskali go jak bohatera.

Rodgers podsumowując mecz zapomniał wspomnieć o dwóch szansach Legii w końcówce, po których mogły, czy nawet powinny paść bramki. Obie stworzone po dynamicznych kontrach wprowadzonego po przerwie Lirima Kastratiego. Dlatego jej zwycięstwa nie można uznać za szczęśliwe. W każdej akcji, w każdym dojściu do piłki widać było, że w piłkarzach gospodarzy aż kipi energia. Gdy stracili gola, nieuznanego ostatecznie przez sędziego z powodu faulu w ofensywie, kapitan Artur Jędrzejczyk podbiegł do Filipa Mladenovicia i zrugał go dosłownie jak psa, że nie pokrył swojego zawodnika w polu karnym.

I do tego trybuny kipiące jeszcze większą energią. Z dopingiem, który nie ustawał na moment przez cały mecz. A w końcówce, gdy Legia starała się już chwilami desperacko obronić jednobramkowe prowadzenie, po trafieniu w pierwszej połowie Mahira Emreliego, stadion wręcz eksplodował dopingiem, dosłownie i w przenośni.

Jest jednak coś, o czym muszę wspomnieć, by trochę tę euforię stonować. Gdy zobaczyłem wyjściowy skład Leicester City i Jamiego Vardy’ego na ławce rezerwowych, zrozumiałem, że Rodgers nie posłał jednak do boju najsilniejszego składu. Po meczu zapytałem angielskich dziennikarzy, którzy przyjechali do Warszawy, ilu zawodników z potencjalnie najlepszej jedenastki z różnych powodów nie zagrało przeciwko Legii. Zaczęli się zastanawiać, wyliczać, aż w końcu jeden odpowiedział:

„W sumie z pół drużyny”.

Takie są realia, ale za rok już nikt o nich pewnie nie będzie pamiętał, a zwycięstwo nad Leicester City pozostanie na zawsze. Dlatego spieszmy się cieszyć takimi wynikami z teoretycznie silniejszymi drużynami w europejskich pucharach, skoro tak rzadko przychodzą.

Legii, po zwycięstwie nad Spartakiem w Moskwie, zwycięstwo zdarzyło się drugi raz z rzędu i zdecydowanie lideruje z sześcioma punktami w grupie. Teraz pora na Napoli. Jeśli będzie w stanie z drużyną Piotra Zilińskiego też zdobyć jakieś punkty, niemożliwe, czyli wyjście z silnej grupy, może okazać się realne.

▬ ▬ ● ▬