Stary znajomy

Finał Ligi Mistrzów w Stambule wciąż komentowany jest w mediach na różne sposoby. Postanowiłem też coś dodać od siebie na wspomniany temat.

Gdy zobaczyłem składy obu drużyn, zacząłem się zastanawiać dlaczego nikt o nim nie mówi. Bo skoro ciągle wspominano słynny finał w Stambule w 2005 roku, akurat on idealnie spinał go z tym sobotnim. Dopiero po meczu, gdy wyeksploatowano na wszystkie sposoby głównych jego bohaterów, zajęto się też tym, który przesiedział go na ławie, ale na pewno nie był jedynie rezerwowym (za: przegladsportowy.onet.pl):

„Scott Carson jest wielkim szczęściarzem. W ciągu ostatnich czterech lat zdobył więcej trofeów... niż zagrał spotkań. W sobotę triumfował w Lidze Mistrzów, choć na boisku nie pojawił się ani razu. 18 lat temu, gdy tytuł zdobywał z Liverpoolem, rozegrał tylko jeden mecz. Oba finały odbyły się na tym samym boisku!”

W 2005 roku Carson był zmiennikiem Jerzego Dudka w Liverpoolu i odegrał pewną rolę przy jego słynnych wygibasach podczas serii rzutów karnych w meczu z Milanem, które przeszły do historii Ligi Mistrzów jak „Dudek Dance”. Trener bramkarzy José Ochotorena mówił Carsonowi, w który róg mogą strzelać kolejni zawodnicy Milanu, a ten stojąc koło ławki rezerwowych i podnosząc jedną czy drugą ręką przekazywał to umówioną wcześniej sygnalizacją polskiemu bramkarzowi. Choć później ten przyznał, że i tak raczej bronił intuicyjnie, a nie kierując się wspomnianą sygnalizacją. Najważniejsze, że robił to wyjątkowo skutecznie.

Carson, który był wtedy dobrze rokującym bramkarzem, oszałamiającej kariery nie zrobił. Choć właściwie zrobił, ale wyłącznie w roli rezerwowego. Gdy przechodził do Manchesteru City w 2019 roku, najpierw na zasadzie wypożyczenia z Derby County, a dwa lata wiążąc się z nim stałym kontraktem, zdawał sobie sprawę, że będzie dopiero trzecim bramkarzem w klubowej hierarchii. W takiej roli zaczął seryjnie zdobywać z nim trofea. I dokonał rzadkiej sztuki, bo ponownie tylko w roli rezerwowego zdobył w sobotę po osiemnastu latach po raz drugi Puchar Mistrzów, najcenniejsze z klubowych trofeów!

Po raz pierwszy zetknąłem się z Carsonem równo przed dwudziestoma laty podczas meczu reprezentacji Anglii i Polski (0:0) do lat 19 rozegranego w Legionowie. Pomyślałem, że będę miał okazję obejrzeć potencjalne przyszłe gwiazdy Premier League, więc warto zapamiętać ich nazwiska. Tak prezentowała się wyjściowa jedenastka gości: Ross Turnbull, Osei Sankofa, Mathew Sadler, Christopher Eagles, Patrick Collins, Gary Borrowdale, Ian Henderson, Scott Brown, Kyle Wilson, Stacy Long i Sam Tillen.

Gwiazdy Premier League raczej trudno wśród nich znaleźć, więc moje nadzieje sprzed lat okazały się płonne, co stanowi dowód jak trudnym momentem w karierze każdego zawodnika jest przejście z zespołu juniorów do seniorów. Okazało się, że najbardziej znany zawodnik siedział wtedy na ławie. Tak, oczywiście Scott Carson!

Ale bardziej znany później bramkarz w Premier League wstąpił w reprezentacji Polski. To Łukasz Fabiański. I tak jak Carson w sobotę w pewien symboliczny sposób spiął swoją obecnością na ławie oba finały Ligi Mistrzów rozegrane w Stambule w odstępie osiemnastu lat, tak razem z Fabiańskim, który kilka dni wcześniej też w roli rezerwowego (jednak z zupełnie innego powodu) odebrał w Pradze medal za triumf West Ham United w Lidze Konferencji Europy, w równie symboliczny dla mnie sposób po dwudziestu latach dopisali puentę do meczu, który miałem okazję wtedy oglądać.

▬ ▬ ● ▬