Sześć minut

W moim mocno subiektywnej ocenie wydarzeń kończącego się tygodnia uwagę zwróciły dwa mecze. Jeden z pewnością zauważyli wszyscy, drugi niekoniecznie.

Jakub Moder zadebiutował w końcu w Premier League. To jedno z ważniejszych, o ile nie najważniejsze, wydarzenie w polskiej piłce ostatnich dni. Dlaczego? Bo długo wyczekiwane i mocno nagłaśniane od dawna.

Moder wysiedział się na ławce Brighton and Hove Albion wiele tygodni. Tak długo, że z jej perspektywy zdążył poznać z połowę angielskiej ligi. Choć to jedna z najlepszych na świecie, z całą pewnością dla piłkarza lepiej, gdy dostaje szansę przekonania się o jej sile z innej perspektywy. Czyli mówiąc wprost, dostaje szansę gry.

Polski pomocnik takiej dotąd nie dostawał odkąd został zimą sprowadzony z Lecha Poznań. To smutna refleksja, bo rozmawiamy przecież o jednym z najzdolniejszych zawodników w Polskiej piłce. Gdy był jeszcze w Poznaniu powstawały wręcz peany na jego temat, miał podbić Europę. Zderzeni z rzeczywistością okazało się jednak bolesne. Bo szybko się też okazało, że nie tak łatwo podbić nawet jeden z najsłabszych klubów w Premier League.

W momencie, gdy Moder podpisywał z kim kontrakt na jesieni ubiegłego roku, wydawał się być wręcz szytym na jego miarę. Teraz już niekoniecznie, co do wesołych refleksji nie skłania. Tak samo jak wynik meczu, w którym debiutował. Jego Brighton przegrał z teoretycznie jeszcze słabszym, bo znajdującym się w strefie spadkowej, West Bromwich Albion. Sam na razie zajmuje miejsce tuż nad strefą spadkową. I w takiej drużynie, z takim przeciwnikiem został wpuszczony ledwie na sześć ostatnich minut.

Smutnych wniosków jest niestety więcej. We wspomnianym meczu mogło zagrać trzech Polaków. Dwóch nie zmieściło się jednak w 18-osobowej kadrze. W przypadku Kamila Grosickiego to już norma. Jego perspektywa gry do końca sezonu w barwach West Bromwich jest marna, albo żadna.

Nie za mocna wydaje się też pozycja kolegi klubowego Modera Michała Karbownika, też ściągniętego zimą do Anglii. Zamiast znaleźć się przynajmniej w osiemnastce na sobotni mecz, dzień wcześniej został zesłany do rezerw, by grać właśnie tam. Ciekawe co na to agent piłkarza, który jeszcze w ubiegłym roku przekonywał, że walczy o niego dosłownie cała Europa?

Nasuwa się smutny wniosek, że w meczu dwóch drużyn z ogona tabeli angielskiej ekstraklasy trzech potencjalnych reprezentantów Polski zagrało raptem sześć minut! Czyli wypada po dwie na głowę. A dzieje się to raptem na niecałe trzy tygodnie z kawałkiem przed pierwszym meczem kadry pod wodzą nowego trenera, Paulo Sousy.

Rozbawiła mnie niedawno sugestia, zasłyszana chyba w jakieś telewizyjnej dyskusji, że nie po to zatrudniono Portugalczyka, by powoływał tych samych piłkarzy. Że czas na zmiany i właśnie on ma wpuścić świeżą krew. Ciekawy jestem tylko kogo powinien powołać? Bo przecież jeszcze w ubiegłym roku trąbiono, że właśnie Moder z Karbownikiem mają stanowić nową siłę drużyny. Mam nadzieję, że kiedyś nią będą.

Na razie niestety sprawdza się po raz kolejny stara jak świat teza, że polska piłka i jej zawodnicy podbijają Europę tylko w wyobraźni redaktorów tworzących laurki na ich temat. Gdy trzeba się rzeczywiście z nią skonfrontować, zaczynają się schody.

A dwa dni przed meczem Brighton z West Bromwich odbył się w Anglii inny. Czeska Slavia Praga rozbiła tam Leicester City, czyli drużynę z czołówki Premier League, w Lidze Europejskiej i awansowała do ćwierćfinału tych rozgrywek. Nie pierwszy raz w ostatnich latach radzi sobie w nich tak dobrze. A ja nie pierwszy raz się zastanawiam, dlaczego Czesi, dziesięciomilionowy naród, potrafią, a my nie?

▬ ▬ ● ▬