Szkoła przetrwania

Raków Częstochowa awansował do ostatniej rundy kwalifikacji Ligi Mistrzów wygrywając z Arisem Limassol 1:0. Musiał mierzyć się nie tylko z rywalami z Cypru.

Gdy w drugiej rundzie odprawił z rozgrywek azerski Karabach FK, wydawało się, że po rewanżowym meczu w Baku w kolejnej rundzie będzie łatwiej pod każdym względem. Aris charakteryzowano jako słabszego rywala. Wydawało się też, że choć na Cyprze panują w sierpniu podobne upały, to chociaż wilgotność powietrza potęgująca odczucie gorąca, będzie jednak trochę bardziej do zniesienia. Tylko się wydawało, ponieważ w Limassol (za: przegladsportowy.onet.pl):

„W porze rozpoczęcia meczu było 30 stopni Celsjusza i wilgotność na poziomie 72 procent”.

Prawie jak w piekle, a tu trzeba jeszcze grać w piłkę. Specjaliści obeznani w cypryjskich realiach przewidywali, że Raków zacznie „puchnąć” mniej więcej po około dwudziestu minutach. Przewidywali raczej słusznie, bo gdy wspomniane minuty minęły, Aris stworzył jedną z dwóch najgroźniejszych sytuacji w pierwszej połowie, po której piłka minęła słupek bramki Rakowa o kilkanaście centymetrów. Od tego momentu zaczął dominować, kończąc połowę kolejnym groźnym strzałem. Paradoksalnie piłka trafiła w słupek po uderzeniu… Polaka, grającego w barwach Arisu Mariusza Stępińskiego. A Raków przed przerwą nie oddał nawet strzału na bramkę…

Wynagrodził to na początku drugiej połowy, gdy wspaniałym uderzeniem z rzutu wolnego popisał się Fran Tudor. Jak się później okazało trafiając efektownie do bramki ustalił wynik meczu. A ten po przerwie był już nieco bardziej wyrównany. I choć więcej okazji stwarzali gospodarze, cóż z tego, skoro bezbłędnie bronić Vladan Kovacević.

To był mecz wyłącznie dla kibiców związanych emocjonalnie z jedną z dwóch grających drużyn. Trudno się było emocjonować akcjami toczonymi w upale w ospałym tempie. Pod koniec zawodnicy częściej chodzili niż biegali po boisku, co musiało też mieć wpływ na obraną taktykę. Nie widziałem wcześniej meczu Rakowa, w którym Kovacević tak często wznawiałby grę wybijając piłkę daleko na połowę rywali. Jego drużyna słynie przecież ze starannego jej rozgrywania od własnej bramki.

Ale jakie warunki do gry, taki styl i taki mecz. Biorąc pod uwagę, że tydzień wcześniej w Częstochowie Raków wygrał 2:1, mając w rewanżu też korzystny wynik, musiał tylko dotrwać do końca. Dotrwał! I za to go trzeba chwalić.

Dzięki temu jest już w ostatniej rundzie kwalifikacyjnej Ligi Mistrzów. Zagra w niej z mistrzem Danii FC København z Kamilem Grabarą w bramce. Nawet gdyby tej ostatniej przeszkody na drodze do wymarzonej fazy grupowej prestiżowych rozgrywek nie pokonał, ma już zapewniony udział w takiej samej fazie Ligi Europy. Rywal na pewno trudny, ale przynajmniej warunki do gry w Kopenhadze nie powinny przypominać tych, jak w kolejnym odcinku szkoły przetrwania.

▬ ▬ ● ▬