Teatr jednego aktora

Fot. Trafnie.eu

Naród w rozterce. Nie wie jaką ma reprezentację. Bez względu na tło dyskusji na jej temat jedna osoba zdecydowanie błyszczy na nim najjaśniejszym blaskiem.

Po meczu z Andorą trafiłem na dwa rodzaje komentarzy. Pierwszy – Polska wywalczyła awans do baraży, więc jest dobrze. Paulo Sousa często wykonuje może nie do końca dla wszystkich oczywiste ruchy, ale widać jego rękę i postęp w grze drużyny, ciągle stara się coś udoskonalać. W ostatnim meczu spróbował na przykład podwajać wahadłowych zawodników dublując ich jeszcze włączającymi się do ataku po skrzydle obrońcami grającymi trójką z tyłu.

Z takimi opiniami kontrastują zupełnie przeciwne. Polska znów dała sobie strzelić bramkę słabeuszom. I to grającym w dziesiątkę! Wstyd. Drużyny jak nie było, tak nie ma, niczym nie różni się od tej Brzęczka. Trudno za Sousą zdążyć, czyli zrozumieć większość jego decyzji. W sumie – za dobrze nie jest.

Które opinie są bliższe prawdy? Na pewno żadna z tak skrajnych, ale na wnioski chyba jeszcze trochę za wcześnie. Przed nami przecież ostatni mecz eliminacyjny z Węgrami. Baraże już są, trwa tylko walka o bycie gospodarzem pierwszego z (daj Boże) dwóch meczów barażowych w marcu przyszłego roku.

Polska reprezentacja ma na to duże szanse, ale potrzebne są jeszcze zdobyte punkty w ostatnim starciu. Niestety przeciwko Węgrom nie wybiegnie w najsilniejszym składzie. Wystąpi bez największej gwiazdy, czyli Roberta Lewandowskiego. Selekcjoner miał tak z nim uzgodnić już wcześniej. Że da mu odpocząć, jeśli baraże będą pewne.

Nie zagra też Kamil Glik i wykartkowany z Andorą, chyba nie przez przypadek, by być czystym na baraże, Grzegorz Krychowiak. Czyli praktycznie cały doświadczony kręgosłup drużyny. Trochę to niepokojące, ale Sousa nie wyglądał na ostatniej konferencji prasowej przed meczem na zbytnio tym faktem przejętego. Z całą pewnością mniej niż ja.

Pojawił się na niej w towarzystwie Matty’ego Casha. I od razu jakby w szaro-bury dzień w Warszawie natychmiast zaświeciło słońce. Bo bez względu na to, co mówi i pisze się teraz o reprezentacji, nowy jej zawodnik świeci na tym tle najjaśniejszym blaskiem. Wystarczyło pobiegać po sztucznej murawie w Andorze kilkadziesiąt minut, by stać się ulubieńcem mediów w kraju, którego niedawno dostał obywatelstwo i do którego pierwszy raz zawitał w sobotę.

Cash, zawsze uśmiechnięty od ucha do ucha, zjednuje sobie sympatię tym pozytywnym nastawieniem. Wręcz trudno go nie lubić, nawet biorąc pod uwagę, że pewnie nie zagrałby dla Polski, gdyby wcześniej dostał powołanie do reprezentacji Anglii. Ale skoro nie dostał, skoro gra dla kraju, z którego pochodzi jego matka i wygląda na zachwyconego tym faktem, nie widzę powodu, by nie odnosić się do niego z sympatią.

Selekcjoner już potwierdził, że wiecznie uśmiechnięty piłkarz wyjdzie w podstawowym składzie na mecz z Węgrami. Życzę jemu i sobie, by po końcowym gwizdku ten uśmiech nie znikł z jego twarzy.

▬ ▬ ● ▬