To byłby dramat

Fot. Trafnie.eu

Poniedziałkowy finał Pucharu Polski ciągle budzi mnóstwo emocji. Niestety pojawił się niepokojący potencjalny scenariusz rozegrania kolejnego za rok.

Gdy po meczu wychodziłem ze stadionu zobaczyłem tę tablicę. Wcześniej nie było na to szans. Znajdowała się za bramą, przez którą kłębił się tłum kibiców Lecha. Przyjechali z Poznania na mecz, ale na trybuny nie weszli w ramach protestu, ponieważ nie pozwolono im wnieść na stadion przygotowanej odpowiedniej oprawy. A nie pozwolono, dlatego że jej elementy, czyli dużo większe tak zwane „sektorówki”, nie spełniały zaznaczonych na tablicy dopuszczalnych wymiarów flag - 2x1,5 metra. Wspomniana tablica służyła właśnie do sprawdzania ich wymiarów.

To była decyzja organizatorów, choć dziś już dokładnie nie wiadomo czyja. O oświadczeniu prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego wspominałem w poprzednim tekście („to była decyzja Państwowej Straży Pożarne”). Ale po niej w internecie pojawiło się kolejne oświadczenie autorstwa Karola Kierzkowskiego, rzecznika prasowego komendanta głównego Państwowej Straży Pożarnej:

„Szanowny Panie Prezydencie @trzaskowski_ uprzejmie proszę nie wprowadzać opinii publicznej w błąd. Państwowa Straż Pożarna wydała pozytywną opinię dotyczącą bezpieczeństwa pożarowego meczu #LPORCZ, w której „nie zaleca się wnoszenia flag i banerów większych niż 2x1,5m” (...)

Uprzejmie przypominam, że decyzję o pozwoleniu na organizację imprezy masowej na @PGENarodowy wydaje Prezydent m. st. Warszawy. Natomiast bezpieczeństwo uczestników finału Pucharu Polski #LPORCZ zapewnia organizator @pzpn_pl @PZPNPuchar @Czarek_Kulesza”

Do tego z kolei, jeszcze przez rozpoczęciem finału, odniósł się prezes PZPN Cezary Kulesza:

„Stanowisko Kom. Miejskiej PSP o zakazie wnoszenia większych flag uderza w piękno sportu, jest niezrozumiałe i powoduje więcej szkód niż pożytku. Zmieniono zasady obowiąz. od lat. Jeżeli w przyszłości PSP nie zmieni swojego stanowiska, finał PP nie będzie organizowany w Warszawie”.

Finał na Narodowym 2 maja stał się przez kilka ostatnich lat rodzajem symbolu, prawdziwym wydarzeniem w polskiej piłce. Stałe miejsce, stały termin, mnóstwo kibiców na trybunach, gorąca atmosfera, emocje i trofeum do zdobycia. Mecz zaczął działać na wyobraźnię piłkarzy, trenerów, kibiców, dziennikarzy…

Obejrzałem wszystkie finały od 2014 roku, odkąd zaczęły być rozgrywane na Narodowym (z dwuletnią wymuszoną przerwą w Lublinie spowodowaną pandemią koronawirusa), i na każdy kolejny czekałem z przyjemnością. Tym większą, gdy wygrzebywałem z pamięci poprzednie i odruchowo zaczynałem porównywać.

Bo wcześniej finały krajowego pucharu przypominały często nikomu niepotrzebne meczyki na pustawych stadionach czy nawet niewielkich stadionikach. Uwłaczały randze decydującego meczu drugich najważniejszych rozgrywek piłkarskich w kraju. I teraz mielibyśmy znów przerabiać taki scenariusz? To byłby prawdziwy dramat.

W poniedziałek kolejny raz czkawką odbiły się problemy z kibicami, których nigdy do końca nie udało się rozwiązać. Zawsze coś jest nie tak, jedna strona nie akceptuje oczekiwań drugiej, ciągle jakieś konflikty, awantury, protesty, toksyczna atmosfera ciągle towarzysząca meczom. Jednak mówienie, że problemem jest zawsze tylko garstka chuliganów, a reszta zachowuje się wzorowo, stanowi nieudolną próbę zakłamywania rzeczywistości. Tylko na chwilę, po której następuje kolejne spięcie.

Do następnego finału pozostał jeszcze rok. Aż czy tylko? Być może z naiwną nadzieją będę czekał i wierzył, że obejrzę kolejny finał jednak na Narodowym. Czy przez rok uda się rozwiązać problemy nierozwiązywalne od lat?

▬ ▬ ● ▬