Tragifarsa i błogi spokój

Robert Lewandowski wygrał plebiscyt FIFA The Best. Już drugi raz z rzędu. GRATULACJE! Dzięki temu mogłem wziąć głęboki oddech.

Od kilku dni zastanawiałem się nie kto wygra, ale co będzie, jeśli nie wygra on. Pamiętałem doskonale ogłoszenie wyników plebiscytu „France Football” o Złotą Piłkę i komentarze w rodzimych mediach po zwycięstwie Leo Messiego. Argentyńczyk znów był obok Lewandowskiego w finałowej trójce nominowanej do nagrody FIFA wraz z Egipcjaninem Mohamedem Salahem.

Nagrody wręczano na gali w większości wirtualnej. W studiu byli tylko prowadzący i zaproszeni goście, dawne gwiazdy, ogłaszający zwycięzców. Tych w plebiscycie FIFA wybierają kapitanowie i trenerzy narodowych reprezentacji, dziennikarze oraz kibice w internetowym głosowaniu. Głosy każdej z grup stanowią jedną czwartą ostatecznych wyników, które zostały ogłoszone w poniedziałkowy wieczór.

Zanim, na samym końcu, wybrano najlepszego piłkarza, wręczono nagrody w innych kategoriach. Na tragifarsę zakrawał wybór jedenastek roku, żeńskiej i męskiej. W tej pierwszej zabrakło Alexi Putellas, która została najlepszą piłkarką!!! W męskiej nie znalazł się Salah, choć znalazł się w nominowanej trójce najlepszych zawodników. Zacząłem się więc zastanawiać, czy na zasadzie analogi właśnie on nie odbierze głównej nagrody? Choć zastanawia łem się tylko przez moment...

Przy wyborze męskiej jedenastki (w ustawieniu... 1-3-3-4), organizatorzy łączyli się zdalnie z każdym z wybranych zawodników, prezentując ich wizerunki w tle. Najbardziej elegancko prezentował się w garniturze Lewandowski. Przy nim luzacki Messi, wystrojony w t-shirt, wyglądał trochę jak na pikniku. Gdy przed ogłoszeniem przyznania nagrody dla najlepszego zawodnika łączono się z nominowaną trójką, Salaha w ogóle nie było, więc wstawiono jego zdjęcie. Stało się oczywiste, że z pozostałej dwójki trofeum może odebrać tylko ktoś odpowiednio na tę chwilę ubrany. I tak właśnie było. Prezydent FIFA Gianni Infantino wyciągnął z koperty kartkę z nazwiskiem Lewandowskiego.

W ubiegłym roku też dostał tę nagrodę. Trzeba mu pogratulować, choć oczywiście niemal we wszystkich komentarzach pojawiły się uwagi o jego porażkach w dwóch ostatnich edycjach plebiscytu o Złotą Piłkę, na pewno znacznie bardziej prestiżowego.

Dlatego przed poniedziałkową galą życzyłem zwycięstwa Lewandowskiemu nie tylko dlatego, że jest moim rodakiem. Bo gdyby nie wygrał, chyba bym nie zniósł kolejny raz histerii jaka z pewnością przetoczyła by się przez rodzime media. Tego tropienia spisku o światowym zasięgu, szukania kto i dlaczego nie głosował na niego, połączonego z piętnowaniem winnych. Znów tej nieznośnej, przydusznej atmosfery, gdy wręcz wymuszano stosowanie obowiązkowej formułki „najlepszy piłkarz świata”. Teraz zamiast tego jest przynajmniej błogi spokój.

Cieszę się z nagrody Lewandowskiego, bo jeszcze kilka lat temu nawet do głowy by mi nie przyszło, że takiego momentu dożyję. Jemu pewnie też, gdy na progu seniorskiej kariery odchodził z Legii za darmo jako nie rokujący najlepiej napastnik. Potem udowodnił, że niemożliwe nie istnieje.

Dzięki tytanicznej pracy, samozaparciu i niezwykle profesjonalnemu podejściu do wykonywanego zawodu osiągnął więcej niż ktokolwiek mógł oczekiwać. Cieszmy się więc z tego, że dane nam jest oglądać go na żywo. Cieszmy się z kolejnych bitych strzeleckich rekordów, zamiast tropić w jakim plebiscycie kto i dlaczego na niego nie głosował.

▬ ▬ ● ▬