Trzech trenerów to za mało...

Fot. Trafnie.eu

Piast Gliwice został mistrzem Polski. To dowód, że nie ma rzeczy niemożliwych. A przy okazji także, że porażki czasami bywają ciekawsze od zwycięstw.

Nie sądzę, by ktokolwiek wierzył w tytuł dla Piasta przed początkiem sezonu. Właściwie powinienem napisać, że jestem pewny, bo kto miał w niego wierzyć, skoro zalewie kilka tygodni przed końcem rozgrywek mało kto brał poważnie takie rozstrzygnięcie pod uwagę.

Wtedy jeszcze Lechia ścigała się z Legią. Pierwsza gasła w oczach dowodząc, że ma za mały potencjał kadrowy, by dociągnąć do końca na pozycji lidera. Druga udowadniała, że ma potencjał kadrowy, tylko nie ma wyników, które mogłaby osiągnąć. A jak do tego dodać w tle serię zwycięstw Piasta, łatwiej zrozumieć dlaczego gracz z drugiego planu po raz pierwszy w historii klubu został mistrzem Polski.

Ten nieprzewidziany sukces stanowi przede wszystkim zasługę trenera Waldemara Fornalika. Nie jest to człowiek ujmujący swą osobowością otoczenie. Duszą towarzystwa z pewnością nigdy nie zostanie, dlatego różnie był postrzegany. A swą nadmierną drażliwością na różne kwestie nie pomagał zmieniać nastawienie do siebie. Ale w pewnością ma wiele zalet czysto szkoleniowych, co właśnie udowodnił.

Jego niespodziewany tytuł sprawia, że moja wątpliwość nabrała jeszcze ostrości:

„Ciągle szalenie intryguje mnie pytanie - czy Fornalik rzeczywiście nie nadawał się do pracy z reprezentacją, czy też objął ją w niewłaściwym momencie, gdy wielu zawodników miało problemy z utrzymaniem optymalnej formy w klubach? Przeciwnie niż za trenerskiej kadencji Nawałki”.  

Gdy Piast wygrywał w Gliwicach z Lechem zapewniając sobie tytuł, Legia remisowała u siebie z Zagłębiem Lubin, co już ostatecznie przekreślało jej szanse bez względu na wynik w meczu rywali. Kibice w Warszawie byli przygotowani na każdą ewentualność. Najpierw rozpostarli sektorówkę „Beznadzieja”. Potem zakryli w niej trzy pierwsze litery i powstała „Nadzieja”...

Dopingowali swoją drużynę przez cały mecz wspaniale. Dopiero pod koniec nie wytrzymali i zaczął się koncert, którego głównym adresatem był prezes Dariusz Mioduski. Zaczęli skandować:

„Trzech trenerów to za mało, by coś znowu się udało”.

Wywiesili też transparent:

„Mioduski, jedyną twoją wizją jest brak jakiejkolwiek wizji”.

Mam nadzieję, że pan prezes już wie, jak drogo kosztują błędne decyzje czy przekonanie, że zawsze podejmuje się jedynie słuszne. Pośrednio przejechał się po nim także trener Aleksandsar Vuković, który na konferencji po meczu w sposób niezwykle emocjonalny odniósł się do kilku kwestii:

„Te wszystkie mistrzostwa, które zdobywaliśmy, nie szły z rozwojem klubu. Mogliśmy wygrać ten tytuł psim swędem, gdyby nie pojawił się Piast, którego w zeszłym roku nie było”.

Przyznał, że kiedy zaczynał pracę, było znacznie gorzej, niż obecnie, bo obejmował drużynę kompletnie rozbitą. A prawdziwy legionista „to ten, który zap...” na boisku i Legia właśnie jednego takiego straciła:

„Nie miałem możliwości zmienić decyzji odnośnie Adama Hlouska, było już za późno. Nie jest za późno na podejmowanie odpowiednich decyzji. Odpuściliśmy największego legionistę. Obiecuję, że w klubie zostaną nie ludzie, którzy uważają się za legionistów a ci, których za takich uważam. W szatni widzę więcej, niż przeciętny kibic”.

Zdaniem Vukovicia kilku zawodników nie nadaje się do gry w klubie. I on na pewno zrobi z tym porządek. Nieważne jak długo pozostanie w klubie, ale przygotuje odpowiednio miejsce do pracy dla swego następcy:

„By trener nie był już żadnym zakładnikiem, tylko był trenerem”.  

I jeszcze zdążył zadrwić z Ricardo Sa Pinto:

„Nie chcę zabrzmieć jak mój poprzednik, który liczył tylko kogo wyprzedził”.

Czyli sezon jeszcze na dobre się nie skończył, a już jest ciekawie przed następnym.   

 ▬ ▬ ● ▬