Udawanie Greka

Fot. Trafnie.eu

Legia bezbramkowo zremisowała w Warszawie z Atromitosem Ateny w Lidze Europejskiej. To pewne. Reszta wydaje się całym ciągiem znaków zapytania.

Czy pierwszy mecz trzeciej rundy eliminacyjnej Ligi Europejskiej był najlepszym Legii w tym sezonie, jak słyszę i czytam? Zależy, co przez to rozumieć. Zupełnie zdominowała greckiego rywala. Cóż z tego jednak, skoro nic wielkiego z jej przewagi nie wynikało. 

W pierwszej połowie zawodnicy gospodarzy bardzo łatwo przedostawali się z piłką w okolice pola karnego Greków. I tyle. Prawie żadnego realnego zagrożenia pod ich bramką nie stwarzali. Po przerwie już stwarzali. Mieli kilka okazji do strzelenia bramek, piłka dwa razy po uderzeniach z rzutów wolnych trafiała w poprzeczkę. Można się jeszcze licytować, kto poza trym miał najlepszą sytuację – Sandro Kulenović czy Arvydas Novikovas? Mecz zakończył się jednak bezbramkowym remisem, co trenera Aleksandara Vukovicia, i słusznie, specjalnie nie zadowoliło.

Po końcowym gwizdku piłkarzy Legii żegnały brawa, tak jak żegnały gwizdy po rozegranym zaledwie kilka dni wcześniej meczu ligowym ze Śląskiem, także zakończonym bezbramkowym remisem. Należy więć postawić pierwsze pytanie – skąd ta odmiana? Kibice skandowali: „Dzięki za walkę”!

Ale trudno przecież uwierzyć, że ze Śląskiem piłkarze nie walczyli. Oczywiście na tle Greków ich akcje wyglądały zdecydowanie zgrabniej, ale cóż z tego skoro tak w jednym, jak i w drugim meczu piłka ani razu nie wpadła do siatki? Czy w piłce znaczenie mają oceny za wrażenie artystyczne?

Pojawia się kolejne pytanie – czy Legia nie sprawiała lepszego wrażenia na tle słabszego rywala? Bo choćby Śląsk przerastał go na głowę przygotowaniem fizycznym. Zaryzykuję twierdzenie, że nawet kilku grajków wyszydzanego wcześniej zespołu Europa z Gibraltaru wcale nie operowało gorzej piłką od tych z Atromitosu.

Grecy sprawiali wrażenie kolesi, którzy wpadli do Warszawy w połowie wakacji, bo ktoś przez pomyłkę wyznaczył im wtedy termin meczu. A skoro wyznaczył, trzeba go było zagrać i jakoś dotrwać do końca. Idealnie pasowali do popularnego powiedzenia o udawaniu Greka.

Z każdą minutą moim ulubieńcem stawał się pomocnik Madson. Wyglądał, jakby zapomniał się zważyć po wakacjach i nie wie ile kilogramów powinien jeszcze zrzucić. Najbardziej męczyło go intensywne bieganie, więc nawet przy dynamicznych kontrach Legii nie zmieniał jednostajnego tempa poruszania się po murawie. Jego najbardziej pamiętną akcją pozostanie zapaśniczy chwyt jakim złapał przebiegającego obok Novikovasa, bo tylko tak mógł mu przeszkodzić.

Trener Atromitosu Ioannis Anastasiou wyglądał na człowieka, który stracił kontakt z rzeczywistością. Uśmiechnięty od ucha do ucha wychwalał swoich grajków jakby pogonili frajerów na wyjeździe co najmniej trzema bramkami. Jedyny fragment wypowiedzi godny uwagi dotyczył tego, że jego drużyna jest w budowie i brakowało jej kilku zawodników.

Ważne pytanie powinno więc brzmieć – jak będzie wyglądał Atromitos w rewanżu Atenach? Vuković przyznał, że u siebie to dużo groźniejsza drużyna, grająca zdecydowanie bardziej agresywnie.

Kibice Legii, którzy zafundowali piłkarzy doping od pierwszej do ostatniej minuty (szczególnie mocny pod sam koniec!), przygotowali na początku oprawę z przesłaniem, że nic nie ma znaczenia, poza wywalczeniem awansu.

Ale czy na pewno? Znaczenie ma z kim ewentualnie może zagrać Legia w decydującej o awansie do fazy grupowej rozgrywek czwartej rundzie. A prawie na pewno ze szkockimi Rangersami, którzy w pierwszym meczu dość łatwo rozprawili się na wyjeździe z duńskim Midtjylland 4:2. W związku z tym już ostatnie pytanie – czy drużyna z Glasgow jest w zasięgu Legii lub Atromitosu?

▬ ▬ ● ▬