Urok polskiej piłki

Fot. Trafnie.eu

Zakończyła się rywalizacja w fazie grupowej Ligi Narodów. Wyniki reprezentacji Polski odebrano bez entuzjazmu, najdelikatniej rzecz ujmując.

To dowód, że nadal jesteśmy... potęgą, przynajmniej w wyobraźni znacznej części kibiców i mediów. Słyszałem nawet takie głosy, że na reprezentację nie da się patrzeć. Trudno, jak ktoś nie daje rady, niech nie patrzy. To nie jest obowiązkowe, więc uchylanie się od oglądania meczów nie jest też karalne. Od lat nie wiem o co w tym wszystkim chodzi, a raczej wiem doskonale, tylko nie widzę logiki, co przeszkadza chyba tylko mnie.

Reprezentacja Polski wygrała 1:0 ostatni mecz grupowy z Walią w Cardiff i utrzymała miejsce przed nią w tabeli grupy, co zapewniło jej także utrzymanie w najwyższej dywizji Ligi Narodów. Czyli okazała się lepsza, również w bezpośrednim wyjazdowym starciu, od zespołu podobnej klasy. Walijczycy to przecież nie jakieś „ogórki”, tylko półfinaliści mistrzostw Europy w 2016 roku (Polacy dotarli do ćwierćfinału), którzy wystąpią też w Katarze.

Gdyby odwrócić role po niedzielnym meczu, pewnie na polskim stadionie byłyby po jego zakończeniu gwizdy i żałoba. A potem ostra jazda w mediach. W Cardiff miejscowi kibice pożegnali swoich piłkarzy wręcz owacyjnie, dziękując za udział w całych rozgrywkach! Nagrodzili brawami za walkę, bo nikt nie miał wątpliwości, że walczyli jak potrafili najlepiej zostawiając serce na boisku. Kibice walijscy tym się różnią od naszych, że potrafią docenić swoich piłkarzy nie wymagając przy tym cudów.

W Polsce ten wynik przyjęto z rezerwą, że tak to oględnie ujmę. Radość trudno dostrzec gdziekolwiek, co zauważam od kilku dni, za to narzekania prawie wszędzie. Nie podobał się styl? A kiedy, pytam kolejny raz, Polska grała pięknie? Pamiętam jeden mecz, z tych o punkty, z Rumunią w Bukareszcie w 2016 roku. Naprawdę nie można się było wtedy niczego czepiać.

Pozostałe od lat to nie są na pewno koncerty, ale gra na miarę własnych możliwości, zdecydowanie mocno ograniczonych w porównaniu z oczekiwaniami w ojczyźnie kadrowiczów. I od lat są głównie narzekania, brak najzwyklejszej radości ze zwycięstw, jakby Polska była ciągle aktualnym mistrzem świata i miała taśmowo lać wszystkich jak popadnie. Reakcje po meczu z Walią są tego najlepszym przykładem.

Jeśli ktoś chciał po niedawnej porażce z Holandią w Warszawie zwalniać trenera Czesława Michniewicza, to znaczy, na logikę, że liczył na możliwość włączenia się do rywalizacji z nią o najwyższe miejsce w grupie. Biorąc pod uwagę potencjał holenderskiego futbolu, logiki w tym nie za wiele.

Ocena wyników polskiej reprezentacji przypomina od lat szukanie czegoś, co nie istnieje. Bo z jednej strony każdy trzeźwo myślący musi sobie zdawać sprawę z siły takich drużyn jak Holandią czy Belgia. A z drugiej strony utrzymanie się w najwyższej dywizji Ligi Narodów, z której spadła na przykład Anglia, jest traktowane niczym odrobienie pańszczyzny. Widać taki urok polskiej piłki.

▬ ▬ ● ▬