...ważne jak się kończy

Bohatera tygodnia wskazać łatwo. I przy okazji zakłócić jego koronację, na co zdecydowanie za wcześnie. Najważniejsze, by główny zainteresowany to pojął.

Krzysztof Piątek stał się królem polskich mediów. Powodem były cztery bramki zdobyte w meczu Pucharu Włoch. Pierwszym oficjalnym w barwach Genoi, kiedy jego drużyna pokonała Lecce 4:0.

Rywale występują w drugiej lidze. Gdy zawodnik strzela cztery gole w spotkaniu z dużo słabszą drużyną, na przykład w jakimś sparingu, a mecz kończy się wynikiem 9:0 czy 10:0, nie ma sensu dłużej nad tym faktem się pochylać. Jednak wszystkie bramki zdobyte w meczu wygranym 4:0 na pewno robią wrażenia.  

„Media pieją z zachwytu”, „wymarzony debiut”, „fantastyczny”, „rewelacyjny”, „może przebić Bońka” - takie komentarze pojawiły się w polskich mediach po wyczynie Piątka. Radziłbym jednak poczekać z jego koronacją na nowego króla polskiej piłki.

Dla mnie ważne jest, że Piątek w okresie przygotowawczym grywał regularnie, a nie tylko zaliczał jakieś ogony. No i strzelał bramki, czego te cztery w meczu Pucharu Włoch są znakomitym potwierdzeniem, ale…

Dajmy mu zadebiutować w Serie A! Przekonajmy się po pierwszej rundzie, czy nie zacznie powtarzać w wywiadach: „Nie wiem dlaczego nie gram”.  Albo: „Nie wiem dlaczego klub kupić nowego zawodnika na moją pozycję, skoro czuję, że jestem w formie”.

Jeśli w drugim sezonie w Serie A Piątek będzie podstawowym piłkarzem Genoi zdobywającym seryjnie bramki, wtedy zacznę go chwalić, bo na to w pełni zasłuży. Za wiele pamiętam upadków polskich piłkarzy, którzy byli wychwalani za pierwszy mecz (nawet mecze) w nowych barwach w zagranicznych klubach, bym tak łatwo podniecał się czterema bramkami Piątka.  

Zawsze w podobnych momentach przypominam przypadek pewnego piłkarza ŁKS Łódź, który w debiucie w Ekstraklasie zdobył przed laty trzy gole. I zawsze pytam – kto pamięta jego nazwisko? Ja niestety nie, bo wyczyn w debiucie stanowił szczytowy moment jego kariery. Choć był to bardzo inteligentny chłopak, kariery niestety nie zrobił.

Mam przede wszystkim nadzieję, że Piątkowi nie zagrzeje się teraz głowa. Ku przestrodze dwa fragmenty dotyczące Łukasza Teodorczyka. Najpierw z grudnia 2016 roku:

„Niby jeszcze mieszka w Brukseli, ale właściwie już jedną nogą jest w nowym klubie. Nie wiadomo tylko w jakim. Podobno kolejni chętni na liście to Milan i Liverpool. No, pięknie. Trochę mnie dziwi, że media raczej bezkrytycznie przechodzą nad tego typu transferowymi informacjami, ale może jestem niedzisiejszy?”

I drugi z tego samego dnia, w którym Piątek strzelił cztery bramki Lecce (za: wp.pl):

„»Teodorczyk będzie musiał ćwiczyć cierpliwość lub zrealizować transfer« - czytamy na stronie anderlecht-online.be. Autor artykułu podkreśla, że Łukasz Teodorczyk jest napastnikiem zaledwie nr 4 u trenera Heina Vanhaezebroucka. W ten sposób klub chce zmusić go do odejścia z Brukseli.

Problemem dla Fiołków jest pensja »Teo«, który zarabia najwięcej w całym klubie. Szacuje się, że na jego konto może wpływać rocznie nawet 2 mln euro, a to zbyt duże obciążenie dla Anderlechtu, który nie był zadowolony z jego wyczynów w minionym sezonie (łącznie 15 bramek we wszystkich rozgrywkach)”.

Dlatego Piątek powinien pamiętać, że nie jest ważne jak się zaczyna. Ważne jak się kończy. Nie tylko w piłce zresztą.

 ▬ ▬ ● ▬