Więcej pokory na dnie!

Już oficjalny kandydat na prezesa PZPN udzielił kolejnego wywiadu. Samopoczucie ma naprawdę dobre. Niestety zupełnie go nie podzielam.

Jeśli w ciągu zaledwie kilku dni drugi raz poświęcam czas kandydatowi na prezesa związku, choć do wyborów jest jeszcze wiele miesięcy, nie świadczy to dobrze o polskiej piłce. Zamiast zajmować się jej kopaniem, zajmuję się, jak i rodzime media, typowym tematem zastępczym.

Do tego już się niestety przyzwyczaiłem. Ponieważ na boisku rzadko dzieje się coś rzucające na kolana, uwagę przyciągają tak zwane „boki”. Marek Koźmiński, bo on jest wspomnianym kandydatem, stanowi idealny przykład owej tezy. Nie sądzę, choć nie sprawdzałem, by w innych krajach podniecano się wyborem prezesa piłkarskiego związku ponad pół roku z kawałkiem przed wyznaczonym terminem.

Koźmińskiemu moje uwagi jednak zupełnie nie przeszkadzają. Wręcz przeciwnie, chętnie odpowiada na pytania nawet w wyjątkowo długich wywiadach. Na razie może samodzielnie błyszczeć w mediach, bo nie ma jeszcze oficjalnego kontrkandydata na najważniejszy związkowy stołek. Więc trudno się dziwić, że korzysta z okazji w najlepsze.
W udzielonym właśnie kolejnym wywiadzie przyznał, że jest „człowiekiem Bońka” (za: przegladsportowy.pl):

„Zupełnie mi to nie przeszkadza, a pewnie nawet pomaga. Dwie kadencje Bońka były dobre dla polskiej piłki, w żadnej mierze się od nich nie odcinam”.

Ważna deklaracja. Nawet trzy, a ta ostatnia dla mnie najważniejsza. Skoro Koźmiński mówi, że się nie odcina od dwóch kadencji Bońka, można mu tylko podpowiedzieć, że to przecież także jego kadencje. Jak można się od nich odciąć pełniąc funkcję wiceprezesa?
Niestety po dwóch kadencjach Bońka z Koźmińskim polska klubowa piłka znalazła się na dnie! Kto jest za to odpowiedzialny? Koźmiński tłumaczy w wywiadzie:

„Ligowi prezesi muszą wiedzieć, że PZPN nie może bezpośrednio wspierać finansowo zawodowej piłki choćby dlatego, że są to prywatne przedsiębiorstwa i funkcjonują w nich zagraniczni piłkarze. Możemy finansować pośrednio i to się dzieje, że wspomnę o programie Pro Junior System”.

Nie o pieniądze chodzi, tylko o pożal się Boże „reformy” rodzimej piłki. PZPN jest za nie współodpowiedzialny. Dlaczego Boniek czy Koźmiński przed siedmioma laty nie protestowali, gdy ówczesny szef Ekstraklasy S.A. Bogusław Biszof przekonywał przy wprowadzaniu systemu ESA 37:

„Zanim będą widoczne efekty zmian w rozgrywkach juniorskich, czy efekty intensywnego szkolenia trenerów, postanowiliśmy wdrożyć projekt, który już od przyszłego sezonu ma szansę realnie wpłynąć na podniesienie poziomu rywalizacji w lidze”.

Koniecznie trzeba przypomnieć, że zarząd PZPN nie tylko zatwierdził zmianę systemu rozgrywek, ale wcześniej zmusił kluby, by przyjęły zaproponowane przez niego rozwiązania!!! Oto fragment oświadczenia PZPN:

„Podział punktów był czynnikiem istotnie uatrakcyjniającym rozgrywki ligowe. Prowadził bowiem do zwiększenia ilości meczów o stawkę”.

Spółka rządząca Ekstraklasą tak się zabrała razem ze związkiem do podnoszenia poziomu rozgrywek, że teraz ciężko będzie się podnieść z dna. Może więc warto, by Koźmiński jednak ważył słowa, zamiast mówić, że „dwie kadencje Bońka były dobre dla polskiej piłki”? Na dnie naprawdę trzeba mieć więcej pokory.

▬ ▬ ● ▬