Wielka odwaga i lekka prowokacja

Podczas weekendu polscy zawodnicy grający w zagranicznych klubach wystąpili w głównych rolach. Nie miały one jednak nic wspólnego z kopaniem piłki.

Niespodziewanie bohaterem ostatniej kolejki Bundesligi został Rafał Gikiewicz. Jego Union Berlin grał pierwszy ligowy mecz derbowy z Herthą i wygrał 1:0. Zwycięstwo bezcenne, ponieważ pozwoliło oddalić się od strefy spadkowej, a to przecież historyczne derby w dziejach niemieckiej stolicy. 

Mało kto jednak o tym mówi, skoro głównym wydarzeniem meczu był incydent z udziałem chuliganów Unionu. Kilku zamaskowanych osiłków wkroczyło na murawę z zamiarem zrobienia większej zadymy. Piszę o nich z poczuciem... winy, bo chwaliłem miejscowy klub, który urasta wręcz do miana „kultowego”, tak jak i niepowtarzalną atmosferę na trybunach stadionu Przy Starej Leśniczówce. Widać pierwszy derbowy mecz w Bundeslidze zbudził demony uśpione dotąd w niektórych umysłach.

I wtedy do akcji wkroczył polski bramkarz stając na drodze chuliganom i nie pozwalając im na dalszą wędrówkę po płycie stadionu, co można obejrzeć na załączonym do tekstu filmiku. Widać po gestach i śmiałym zachowaniu, że nie przebierał w słowach. Nawet niektórzy koledzy z drużyny starali się ostudzić jego zapał w przywracaniu porządku.

Niemiecki media są zachwycone zachowaniem Gikiewicza i skutecznością przeprowadzonej przez niego akcji. Gratulując odwagi i bezkompromisowości, wolałbym się jednak zachwycać głównie udanymi interwencjami bramkarza, a nie jego występami z konieczności w roli stadionowego policjanta.

Mam nadzieję, że to był pierwszy i ostatni podobny występ. Czyli chciałbym, by na trybuny stadionu niezwykłego klubu wróciła typowa dla niego niezwykła atmosfera. Jest nadzieja, że życzenie się spełni, bo na wspomnianym filmiku słychać w tle (jeśli dobrze zrozumiałem!?) skandujących kibiców, którzy pozostali na trybunach: „Gikiewicz, Gikiewicz”! To on był dla nich bohaterem, a nie kilku pomyleńców.

Trochę emocji, choć nie aż tyle, wywołało zdjęcie zamieszczone na Instagramie przez innego polskiego bramkarza. Artur Boruc wrzucił fotkę, na której widać jak razem z Kamilem Grosickim i żonami imprezują w sobotni wieczór w jednej z restauracji w Londynie.

Niektóre zamieszczone pod tym komentarze w wulgarny sposób sugerują stan upojenia alkoholowego widocznych na fotografii. Widać bowiem na niej także drinki stojące na stoliku. Przynajmniej ja jednak nie widzę, by fotografowani znajdowali się „w stanie wskazującym”. Nie sądzę jednak, by autor publikacji przejmował się jakimikolwiek komentarzami. Gdyby tak było, z pewnością lekko prowokacyjnej fotki do internetu by nie wrzucał.

Nie to jest jednak najważniejsze. Ray Wilkins, nieżyjący już były reprezentant Anglii, przedstawił mi kiedyś swoje poglądy na temat sposobu spędzania przez piłkarzy wolnego czasu w sobotni wieczór po ligowym meczu. Otóż uważał, że mogą robić co chcą, bo jest to odpowiedni moment w tygodniu na odreagowanie stresów związanych z piłkarską karierą. Był wtedy menedżerem Queens Park Rangers, więc nie przedstawiał mi tylko teoretycznej deklaracji. Odnosiła się do konkretnej grupy piłkarzy, którą wtedy kierował.

Niech wszyscy zszokowani fotką Boruca z Grosickim wezmą jego zdanie pod uwagę. I niech jeszcze pamiętają, że jeśli ktoś ma ochotę się upić, i tak to zrobi w bardziej zacisznym miejscu bez publikacji jakichkolwiek zdjęć. A to wrzucone przez Boruca traktuję raczej jako rodzaj lekkiej prowokacji, z pomocą której postanowił sobie z niektórych nieco zadrwić.

▬ ▬ ● ▬