Wielkie zwycięstwo Serie A

Fot. Trafnie.eu

Po euforii związanej z wygraną nad Finlandią, przyszedł czas na weryfikację ocen na tle znacznie silniejszego rywala. W tę rolę z powodzeniem wcielili się Włosi.

Reprezentacja Polski zagrała z nimi w niedzielę w Gdańsku w kolejnym meczu Dywizji A Ligi Narodów. Zakończył się bezbramkowym remisem. Już nie było strzelaniny jak przed kilkoma dniami w spotkaniu z Finlandią, ale być nie mogło, bo Włochy to rywal z zupełnie innej półki.

Ich porównanie najlepiej zacząć od… biura prasowego. Być może w środę na meczu w Gdańsku byli jacyś fińscy dziennikarze, ale ja żadnego nie zauważyłem. Natomiast w niedzielę trudno było nie zauważyć Włochów. Jeśli nie było ich tylu co naszych redaktorów, to najwyżej nieznacznie ustępowali im liczebnie.

Jak wiadomo żołnierz hartuje się w boju, więc w pięknej Italii uznano, że w trudnych czasach koronawirusa najlepiej walczyć z nim wysyłając do Polski armię dziennikarzy, by przesyłali do ojczyzny informacje o swojej reprezentacji i pocieszyli trochę naród innym przekazem niż tylko ten związany z pandemią.

Bo włoski naród, to naród typowo piłkarski. Tym się różni od nie piłkarskiego, takiego jak polski, że jego przedstawicielom nie zadaje się na początku pytania – czy interesuje się pani/pan piłką nożną? Pytanie idiotyczne, bo przecież wiadomo, że interesują się wszyscy. A pań na pewno interesuje się piłką niewiele mniej niż panów. Dlatego trzeba od razu zacząć od pytania – jakiego klubu jesteś kibicem?

I reprezentacja tego piłkarskiego kraju pokazała w niedzielę gospodarzom ich miejsce w szeregu. Jeśli po meczu z Finlandią ktoś znów uwierzył, jak to wcześniej wiele razy bywało, że jesteśmy piłkarską potęgą, chyba musiał być mocno rozczarowany. Już wyjściowa jedenastka dawała sporo do myślenia. Zabrakło w niej bowiem Kamila Grosickiego, który wpakował Finom trzy bramki. Czyli na mecz z poważnym rywalem skład trzeba ustalić zupełnie inaczej.

Bo ten rywal niestety zdominował orłów Brzęczka w sposób nie pozostawiający wątpliwości kto ma walczyć o mistrzostwo grupy, a kto o utrzymanie w Dywizji A. Może z pięć pierwszych minut było w miarę wyrównane. Z każdą kolejną Włosi zaczynali coraz bardziej rządzić na boisku. Wyglądało to tak, jakby mecz był dla nich solidnymi ćwiczeniami ataku pozycyjnego, a dla naszych, od czasu do czasu, gry z kontrataku.

Od razu trzeba wspomnieć, że nie było to porywające widowisko. Nie wiem w jak wielu przypadkach na niedokładne zagrania miała wpływ kiepska murawa. Wiem, że była taka sama dla obu drużyn, ale akurat tej, która się broni i stara przeszkadzać w dokładnym rozegraniu piłki, chyba jednak trochę bardziej sprzyjała, niż tej starającej się budować mozolnie akcje w ataku pozycyjnym.

Choć Włosi stworzyli sobie kilka sytuacji do zdobycia gola, paradoksalnie mecz mogli wygrać Polacy, bo na minutę przed końcem przesądzić mógł o tym Karol Linetty, ale piłka po jego strzale trafiła w boczna siatkę. To już by było chyba za dużo szczęścia, gdyby wpadła do bramki.

W tym meczu największe zwycięstwo odniosła jednak Serie A. Oprócz piłkarzy gości w kadrze na mecz znalazło się aż ośmiu Polaków występujących na co dzień we włoskiej lidze. A gdyby dodać Krzysztofa Piątka, który do niedawna też w niej grał, to nawet dziewięciu. Niestety ci włoscy Włosi pokazali większy potencjał od polskich „Włochów”, więc grzechem byłoby na ten remis narzekać.

▬ ▬ ● ▬