Wspomnienia z… histerii

W Hamburgu odbyło się losowanie składu grup EURO 2024. Towarzyszące im emocje miały dla niektórych tym razem dość specyficzny charakter.

Wśród nich byli między inni wszyscy związani bezpośrednio lub pośrednio z reprezentacją Polski. Bo ta w losowaniu wzięła udział, choć dopiero za kilka miesięcy się okaże, czy rzeczywiście, czy tylko symbolicznie. By zagrać w przyszłym roku w Niemczech, trzeba liczyć na baraże w marcu i zawsze można się przeliczyć.

Dlatego relacjonowanie losowania miało dodatkowy charakter pewnej językowej gimnastyki, w której ważne okazywały się takie sformułowania, jak „być może”, „ewentualnie” czy „potencjalny”. Czyli reprezentacja Polski wzięła udział w losowaniu jako potencjalny finalista. Być może wystąpi w finałach mistrzostw Europy w Niemczech, jeśli w marcowych barażach poradzi sobie z Estonią, a następnie z Walią lub Finlandią. Wtedy jej potencjalnymi rywalami w grupie D będą: Francja, Austria i Holandia.

Już przeczytałem, że to „grupa śmierci”. Tradycyjnie więc przypomnę, co przypominam po każdym losowaniu, że o sile każdej z grup przekonamy się po zakończeniu rozgrywek. Wtedy dopiero się okaże, ile naprawdę warte są drużyny w nich grające. Choć ta potencjalnie polska do łatwych faktycznie nie należy. Podobno to… dobrze, bo dzięki temu drużyna, jeśli oczywiście przebrnie przez baraże, nie będzie poddana żadnej presji. A nie będzie dlatego, że prawie nikt już jej szans na wyjście z grupy nie daje.

Zawsze uważałem, że jednym z największych grzechów w postrzeganiu polskiej reprezentacji jest ten związany z nadmiernymi oczekiwaniami wobec niej. Z nielicznymi wyjątkami prawie zawsze było tak, że jak awansowała do finałów mistrzostw świata czy Europy, zamiast się cieszyć grą na takim turnieju, musiała przede wszystkim dźwigać ciężar nadmiernych oczekiwań. Efekt był taki, ze udźwignąć nie była w stanie, a start w imprezie kończył się często gigantycznym kacem.

Chyba apogeum takiego podejścia był udział w mistrzostwach świata w Rosji, gdzie mieliśmy „jechać po medal”. Chyba z drewna. Nastroje tak rozbujano, że w poważnej ankiecie przeprowadzonej przed mistrzostwami dwanaście procent moich rodaków wierzyło, że ich reprezentacja zostanie mistrzem świata!!!

Teraz pokory jest znacznie więcej. Jak trzeźwo zauważył po losowaniu rzecznik PZPN Jakub Kwiatkowski (za: X):

„Najbliższy mecz to my musimy wygrać z Estonią. Nie ma co snuć scenariuszy na czerwiec. Spokojnie, z pokorą. Te eliminacje już nas nauczyły tego, żeby być skoncentrowanym”.

Chciałbym zwrócić uwagę na dwa tematy, które przyszły mi do głowy po losowaniu. Zakładając mocno optymistycznie, że Polsce uda się przebrnąć przez baraże, ciekawy jestem bardzo, jak zachowają się malkontenci, którzy po mistrzostwach w Katarze rozpętali prawdziwą histerię, że „na grę reprezentacji nie da się patrzeć”. Czy nadal oczekują „bardziej ofensywnego stylu” także w meczach z rywalami z „grupy śmierci”?

I jeszcze jedna refleksja, niezbyt budująca. Na przykładzie Austrii, czyli teoretycznie najsłabszego rywala we wspomnianej grupie, widać jaki regres zanotowała reprezentacja Polski. Przypomnę tylko, że gdy grała z nią w eliminacjach do poprzednich mistrzostw Europy, bezbramkowy remis w Warszawie we wrześniu 2019 roku został potraktowany równie histerycznie niemal jak porażka, rozpoczynając proces zwalniania trenera Jerzego Brzęczka. I przypomnę również, że miałem wtedy w tej kwestii inne zdanie, apelując:

„Warto jeszcze przynajmniej postarać się docenić klasę rywali. Wtedy łatwiej będzie zrozumieć, że ten remis wywalczony z Austrią naprawdę warto sanować”.

Nie sądzę, by ktokolwiek miał ochotę mnie wtedy posłuchać. A czy dzisiaj już ma?

▬ ▬ ● ▬