Wulkan niestety nie wybuchł

Fot. Mateusz Kostrzewa - legia.com

Zawsze warto sobie przypomnieć co pisano i wygadywano o piłkarzach, przy okazji ich transferów. Czasami bywa naprawdę śmiesznie.

Legia pozbyła się właśnie Steevena Langila. Czy ktoś jeszcze pamięta jak był reklamowany, gdy go sprowadzano do Polski? Ja pamiętam - „Wulkan z Martyniki”! Pięknie, choć dziś brzmi komicznie, gdy weźmie się pod uwagę, co się z nim później działo.

Pewnie wymyślił to jakiś agent, a reszta kupiła bez szemrania. Ale niestety okazało się, że wulkan nie wybuchł. Lawa zastygła na tyle, że nie nastąpiła żadna erupcja umiejętności nowego nabytku Legii. Gdy pogoniony został Besnik Hasi, który go kupił, Jacek Magiera zaledwie po paru meczach stwierdził, że Langil to jednak nie ta półka, nawet jak na Ekstraklasę. Później pan piłkarz zaczął ostro brykać poza boiskiem. Być może po to, by szybciej pożegnać się z Warszawą. W końcu mu się udało.

Legia nie rozwiązała jednak z nim kontraktu, bo taką opcję też brałem pod uwagę. Chciała coś odzyskać z wyłożonych na transfer pieniędzy. Dlatego oddała go na wypożyczenie tam, skąd wzięła. „Wulkan z Martyniki” przez pół roku znów będzie piłkarzem belgijskiego Waasland-Beveren.

Może w Legii zastąpi go Ariel Borysiuk? W lipcu pożegnał się z warszawskim klubem odchodząc do Queens Park Rangers za 1,8 miliona funtów. Jak na polskie warunki nie najgorzej. Sam zainteresowany też twierdził, że nie najgorzej trafił. A twierdził tak jeszcze pod koniec października. Na pytanie, czy rzeczywiście gra w wymarzonej lidze, odpowiedział (za: fakt.pl):

„Tak, jestem bardzo zadowolony. Jestem wychowany na tej piłce, na wielkich imprezach zawsze kibicowałem Polsce i Anglii. W 2004 roku miałem 13 lat i wtedy wybuchł talent Wayne’a Rooneya, który w tamtym czasie stał się moim idolem. Jego plakatami oklejałem szafki. Dlatego zawsze chciałem tu grać”.

Trudno dostrzec w wypowiedzi choćby cień niepokoju czy rozczarowania. Zaledwie trzy miesiące później Borysiuk dowiedział się jednak, że w QPR nie jest już nikomu potrzebny. Ma szukać sobie nowego pracodawcy. I to jeszcze w tym oknie transferowym.

Sytuacja mało sympatyczna, bo za wiele czasu na znalezienie nowego klubu nie ma, tylko do końca stycznia. Później zostają mu co prawda jeszcze te z Europy Wschodniej, ale możliwość manewru będzie znacznie ograniczona.

Mnie jednak interesuje co innego. Skoro było tak wspaniale (zaledwie w październiku), dlaczego jest tak beznadziejnie (w styczniu)? Odpowiedź wbrew pozorom banalnie prosta. Dlatego, że w tym czasie zmienił się menedżer. W listopadzie drużynę po Jimmym Floydzie Hasselbanku przejął Ian Holloway. Borysiuk na pewno nie jest jego ulubieńcem. Wystąpił odtąd tylko w trzech meczach ligowych, choć piłkarze w Anglii w okresie świąteczno-noworocznym grają na okrągło.

W przypadku Langila i Borysiuka udało mi się nawet wyciągnąć wspólny wniosek. Dla piłkarzy ważniejszy od wyboru klubu jest wybór trenera, z którym mają pracować. Niech dokładnie sprawdzą, co potrafi. Bo jeśli ten, który ich ściągnął zostanie szybko pogoniony, sami też równie szybko mogą zostać na lodzie.

▬ ▬ ● ▬