Wyrzut sumienia

Fot. Federico Guerra Moran/Shutterstock.com

Trwa festiwal Roberta Lewandowskiego. Praktycznie każdy zabiera głos na jego temat. Czy można jeszcze przekazać coś ciekawego? Chyba niekoniecznie, ale…

Od czwartkowego wieczoru Lewandowski stał się najważniejszym tematem polskich mediów. I to nie tylko tych zajmujących się sportem. W internecie nastąpił zalew materiałów jemu poświęconych. Którego kanału telewizyjnego nie włączę, też mówią wszędzie o nim.

Nagroda FIFA The Best dla najlepszego zawodnika na świecie stanowi na tyle atrakcyjny pretekst, by dzięki niemu zamanifestować narodową dumę czy, cokolwiek by to znaczyło, choć przez chwilę z jego pomocą poczuć się dowartościowanym.

Właściwie życie i kariera napastnika Bayernu Monachium zostały już rozebrane na czynniki pierwsze, więc próba znalezienia jeszcze czegoś nowego, nieznanego lub interesującego opatrzona jest z góry wielkim prawdopodobieństwem niepowodzenia. Zaryzykuję jednak teorię, że najlepszy w 2020 roku piłkarz świata jest czyimś… wyrzutem sumienia.

Jego kariera stanowi bowiem na to dowód. Wystarczy przypomnieć sobie dlaczego zaczynał ją w maleńkim klubiku Varsovia? Choć ten mieści się w polskiej stolicy, przypominał warunkami treningowymi najgłębszą piłkarską prowincję. W szatni kran z zimną wodą zamiast pryszniców, a jedyne boisko tak nierówne, że młodzi piłkarze nazywali je „kartofliskiem”.

Lewandowski trafił tam, bo w większych warszawskich klubach nikt go nie chciał! Jeździł po nich razem z ojcem, ale był za mały i nie pasował rocznikowo do istniejących drużyn. Nikt nie zadał sobie nawet trudu, by sprawdzić, co potrafi.

Tylko nieżyjący już trener Varsovii Marek Siwecki dał mu szansę zademonstrowania umiejętności w obcowaniu z piłką i dokooptował do drużyny z dwa lata starszymi chłopcami. Czyli już na samym początku stał się (prawie) ofiarą skostniałego systemu, skoro chciano od razu skreślić go z powodu niewłaściwego wzrostu i rocznika. I tylko z Varsovii nie został pogoniony.

I kilka lat później przerabiał podobny scenariusz ponownie w Legii Warszawa, na progu dorosłej kariery. Skreślono go z drużyny rezerw, bo nikt nie chciał mu dać czasu na wyleczenie niezbyt poważnej kontuzji, oceniając że za słabo rokuje. Dlatego pozbyto się go bezceremonialnie, by dosłownie za moment, gdy zaczął taśmowo strzelać brami w Zniczu Pruszków, spróbować namówić na powrót do Legii!

Zastanawiam się ilu było takich Lewandowskich w polskiej piłce? Ilu zawodników z góry odstrzelono z mniej lub bardziej poważnych powodów? I ilu miało tyle samozaparcia i niewiarygodną siłę w dążeniu do celu, co najlepszy w 2020 roku piłkarz na świecie?

▬ ▬ ● ▬