Z długopisem w ręku

Legia Warszawa zremisowała 1:1 w Zagrzebiu z Dinamem w trzeciej rundzie kwalifikacyjnej do Ligi Mistrzów. Wynik naprawdę cenny, ale…

Trener Czesław Michniewicz słynący z kwiecistego języka na oficjalnej konferencji przed meczem dość obszernie i obrazowo nakreślił różnicę dzielącą klub, w którym pracuje, od tego z Chorwacji: 

„Dinamo to świetny zespół i myślę, że żaden polski klub nie ma prawa przymierzać się do ich pierwszej jedenastki. Dinamo robi nierealne dla nas transfery. Nie chcę wymieniać nazwisk przeciwników, bo wszyscy są świetnymi piłkarzami. To bardzo dobry zespół, z bogatą historią. Regularnie od lat grają w fazie grupowej europejskich pucharów. My dopiero do tych rozgrywek wracamy. Nie chcemy spoczywać na laurach i walczymy o najwyższe cele. Gdybyśmy mieli liczyć wartość naszych piłkarzy i wartość przeciwników, to moglibyśmy nie wychodzić na boisko. Nie na tym to polega i nie chcemy tak myśleć. Jutro wychodzimy jedenastu na jedenastu i wszystko jest możliwe. Mam nadzieję, że skończymy też w jedenastu, po ostatnim meczu wyciągnęliśmy odpowiednie wnioski i taka sytuacja jak w Radomiu już się nie powtórzy”.

Skończyli w jedenastu, choć pierwszą żółtą kartkę (Bartosz Slisz) zobaczyli już w siódmej minucie. I skończyli z wynikiem, który dzień wcześniej tak próbował nakreślić Michniewicz: 

„Jutro dostaniemy długopis do ręki i będziemy tworzyć nową historię dla całego klubu, polskiej piłki i wszystkich, którzy kibicują polskiej piłce”. 

Zawsze to cenny wynik, gdy remisuje się na wyjeździe z teoretycznie znacznie silniejszą drużyną. Już pierwsza minuta pokazała kto ma grać w piłkę, a kto raczej głównie przeszkadzać. Wystarczyło niecelne podanie Filipa Mladenovicia blisko pola karnego Artura Boruca i zakotłowało się pod jego bramką. W kolejnych minutach widać było wyraźnie kto ma większy potencjał, kto prowadzi grę, a kto spróbuje (może się uda?) wykorzystać jakiś błąd rywali. 

Na szczęście dominacja Chorwatów nie miała wprost proporcjonalnego przełożenia na stwarzane przez nich sytuacje bramkowe. Jednak po pierwszej połowie bez goli, po przerwie objęli prowadzenie. Na przykładzie Bruno Petkovicia można by szkolić młodych piłkarzy jak wyskoczyć do dośrodkowania i precyzyjnie uderzyć piłkę, by wpadła do siatki. 

Jeśli Legia „z długopisem w ręku” miała pisać w środę nową historię, zaczęła to robić gdy przegrywała, bo wtedy gra się trochę wyrównała. Wprowadzony na boisko Albańczyk Ernest Muçi niemal skopiował bramkę zdobytą w ostatnim meczu ligowym z Wisłą Płock, dając Legii wyrównanie uderzeniem spoza pola karnego. 

Drużyna Michniewicza wręcz perfekcyjnie wykorzystała w Zagrzebiu szansę na korzystny wynik. Na więcej moim zdaniem nie zasłużyła. Choć pewnie w Chorwacji uważają, że Dinamo też nie zasłużyło, by tylko zremisować. 

Teraz Legia „z długopisem w ręku” dostanie we wtorek szansę dokończenia pisania nowej historii. Nie zachłystywałbym się jednak za bardzo jej wyjazdowym remisem przed rewanżowym meczem. Nie sądzę, by stanowił wyjątkowy atut. Dinamo ciągle jest dość silne, by wygrać w Warszawie. Przekonamy się, czy Legia będzie na tyle mądra, by o tym nie zapomnieć, a przy okazji wykorzystać jakieś błędy rywala i wywalczyć awans.   

▬ ▬ ● ▬