Za przysłowiowe waciki, ale…

Fot. Trafnie.eu

Lechia Gdańsk ma nowego właściciela. Po jednym dniu medialnych spekulacji w poniedziałek informacja została oficjalnie potwierdzona przez klub. 

Tak jak pisałem ostatnio, że z trenerem Gonçalo Feio naprawdę trudno się nudzić, tak samo wśród piłkarskich klubów jest z tym z Gdańska. W ubiegłym sezonie dokonał rzeczy niemożliwej spadając z ligi. Choć może jednak nie, zależy jak na to spojrzeć. 

Jeśli wziąć pod uwagę potencjał drużyny, która zaczęła ten sezon od występów w Lidze Konferencji Europy, spadek był nie lada sztuką. Jeśli weźmie się jednak pod uwagę całokształt dokonań w ostatnich latach, ten spadek był… sukcesem. Bo tylko do drugiej ligi zwanej pierwszą, choć Lechia mogła wylądować znacznie gorzej, na piątym poziomie rozgrywek. 

Tak działo się wcześniej z zadłużonymi klubami nie spełniającymi warunków do otrzymania licencji. Dlatego na przykład w 2013 roku Polonia Warszawa została zdegradowana właśnie o pięć poziomów, choć zakończyła Ekstraklasę na szóstym miejscu. Na razie, po dziesięciu latach, udało się jej wrócić w ostatnim sezonie na drugi poziom rozgrywek. 

Zagrożenie z relegowaniem Lechii wynikało z całokształtu dokonań ludzi, którzy nią rządzili, gdyż w Gdańsku działy się rzeczy dające co najmniej do myślenia. Już w 2014 roku wspominałem o zmianach w związku z pojawianiem się w klubie nowego właściciela:

„Kiedy było już wiadomo, że większościowy pakiet akcji przejmą panowie z Niemiec na czele z Franzem Jozefem Wernze, do gry weszli dwaj agenci piłkarscy – Mariusz Piekarski i Adam Mandziara. Pierwszy pochwalił się później, że namówił delikwentów na to całe przedsięwzięcie. W klubie poczuł się więc jak w domu, wychodząc z założenia, że coś mu się w zamian należy. 

W Lechii pojawiło się dużo nowych piłkarzy, a także trenerów. Tych ostatnich rzadko kto pytał o zdanie. Prowadzący wtedy drużynę Michał Probierz, wkrótce pogoniony, przyznał w jednym z wywiadów, że o pozyskaniu niektórych nowych zawodników dowiadywał się dopiero, gdy wchodzili do szatni”. 

Konkluzja była dość prosta:

„Trudno wymagać od agentów, by nagle przestali być agentami. Skoro ktoś dał Piekarskiemu i Madziarze możliwość działania w klubie, perfekcyjnie ją wykorzystują. Znajduję w mediach naiwne pytania – po co latem sprowadzono dwudziestu zawodników, skoro wspominano o konieczności wzmocnienia drużyny najwyżej trzema – czterema? Po to właśnie, że agenci żyją z handlu piłkarzami. Patrząc na to, co się dzieje w Lechii, nie mam wątpliwości - sprawują wspaniałe rządy agencyjne. Korzystają z okazji ile się da”. 

Gdy więc dziś na chłodno na to patrzę, dochodzę do wniosku, że tego spadku można było oczekiwać nawet wcześniej, zamiast awansu, zdecydowanie ponad stan, do europejskich pucharów w ubiegłym roku. Oto informacja zaledwie sprzed kilku dni (za: interia.pl):

„Biało-Zielony pokład coraz szybciej nabiera wody, a Lechia Gdańsk pędzi ku przepaści. Trójmiejski klub, który spadł z Ekstraklasy, wypłacił w tym roku jedno wynagrodzenie piłkarzom, a szeregowi pracownicy pozostają bez pensji od 2,5 miesiąca. Władze klubu twierdzą, że Lechia ma zostać sprzedana na dniach, a zaległości uregulowane, ale coraz mniej osób w to wierzy”. 

Niesłusznie, skoro w poniedziałek na stronie internetowej klubu pojawił się komunikat: 

„Lechia Rights Management Sp. z.o.o oraz fundusz inwestycyjny MADA Global FUND FOR INCOME OPPORTUNITIES („MADA GLOBAL” – fundusz inwestycyjny private equity, działający w oparciu o regulacje organów nadzoru finansowego Zjednoczonych Emiratów Arabskich), reprezentowany przez polską firmę FOOTBALL CULTURE POLAND sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie – zawarły umowę w sprawie przejęcia klubu Lechia Gdańsk. Formalne zawarcie transakcji nastąpi z momentem podpisania finalnej umowy sprzedaży, o ile mniejszościowi udziałowcy klubu nie skorzystają z prawa pierwokupu akcji.

Jesteśmy bardzo zadowoleni, że udało nam się znaleźć wiarygodnego, solidnego partnera i mamy nadzieję, że z myślą o przyszłości klubu uda się szybko zrealizować transakcję.

Chcemy również prosić media o powstrzymanie się z nieopartymi na faktach spekulacjami dot. wartości transakcji – informacje na ten temat zostaną podane w stosownym czasie”.

Ostatnie zdanie odnosiło się z pewnością do pojawiających się medialnych spekulacji. Według nich klub został sprzedany za 4 miliony euro. Biorąc pod uwagę jakie kwoty wydawane w wielkiej piłce, to tyle, co na przysłowiowe waciki, ale…:

(za: lechia.net):

„Na samym początku, nowy właściciel stoi przed pilnym zadaniem naprawienia ogromnego deficytu budżetowego wynoszącego około 20 milionów złotych. Ta suma powinna być uregulowana jak najszybciej, i to tylko wierzchołek góry lodowej, jeśli chodzi o przyszłe wydatki”.

Do zmiany właściciela Lechii podchodzę bez specjalnego podniecenia. Będę ze spokojem obserwował dalszy rozwój wypadków. W klubie w ostatnich latach działo się tyle dziwnych rzeczy, że raczej niewiele będzie mnie już w stanie zaskoczyć. 

PS: Najważniejsze w cytowanym komunikacie okazało się zdanie: „Formalne zawarcie transakcji nastąpi z momentem podpisania finalnej umowy sprzedaży, o ile mniejszościowi udziałowcy klubu nie skorzystają z prawa pierwokupu akcji”, ponieważ (za: sport.pl) „mniejszościowi udziałowcy złożyli ofertę kupna klubu i tym samym zablokowali transakcję”. Czyli w Gdańsku będzie jeszcze ciekawie. Z Lechią nie można się nudzić...

▬ ▬ ● ▬