Za wady pomysłodawca nie odpowiada

Fot. Trafnie.eu

W poniedziałek odbył się mecz na zakończenie nie wiadomo właściwie czego. Wiadomo za to, że dotyczył jedynych takich rozgrywek na świecie.

Chciałem napisać, że to ostatni mecz pierwszej rundy. Ale gdyby tak było, ta druga powinna być taka sama, a nie jest. Jesienną też nie jest, więc nie wiadomo właściwie co to jest. Wiadomo tylko, że była to dwudziesta pierwsza kolejka rozgrywek. Wiadomo też, że drugich takich na świecie nie ma. Ale raczej nie ma też powodu, by się tym specjalnie szczycić.

Ta wyjątkowość polega na rozgrywaniu trzydziestu siedmiu kolejek w sezonie, co wymyślił kiedyś jakiś domorosły geniusz. Wymyślił, by piłkarze grali więcej, a gdy już grali, okazało się, że grają za dużo i są przemęczeni. To nawet nie kabaret, nie farsa, ale ESA37! Wyrób w stu procentach polski. Za wady pomysłodawca nie odpowiada, więc nie było nawet sensu sprawdzać ich przed użyciem.

I trzeba się z tym męczyć kolejny rok. Zawsze w lecie ktoś z UEFA woła - „sprawdzam”! To przeklęte europejskie puchary, w których polskie drużyny dostają regularnie w łeb. Gdy już dostaną, zaczyna się kolejny sezon ligi, która z każdym rokiem jest podobno coraz lepsza, choć nigdy nie potrafię dostrzec dlaczego.

Tak jak nie potrafię zrozumieć dlaczego w grudniu, tuż przed zimową przerwą, kazano grać zawodnikom trzy rundy w ciągu tygodnia, gdy boiska są najgorsze, a pogoda w tej części świata na pewno nie sprzyja bieganiu za piłką.

W tym ostatnim meczu spotkała się drużyna walcząca o medalowe miejsce, może nawet mistrzostwo, z drugą broniącą się przed spadkiem. I tak z założenia miało być w lecie, a w grudniu było dokładnie odwrotnie. Górnik Zabrze miał przecież walczyć o utrzymanie, a Cracovia o czub tabeli, ale zamieniły się rolami. To dowód, że w polskiej lidze na pewno nudzić się nie można, każdego potrafi zadziwić, co ostatni tegoroczny mecz potwierdził. Cracovia wydostała się ze strefy spadkowej lejąc Górnika w Zabrzu 4:0 i grzebiąc tym jego szanse na przezimowanie na pozycji lidera.

Może i lepiej dla Górnika, bo przynajmniej nikt nie uwierzy, że to już drużyna na miarę tej sprzed lat, gdy seriami zdobywała tytuły mistrza Polski. Choć chyba ktoś w Zabrzu za wcześniej uwierzył w nastanie zimowej przerwy. Jeszcze przed starciem z Cracovią przeczytałem, że młody-zdolny Szymon Żurkowski dostał znaczną podwyżkę za dobrą grę na jesieni. Pomyślałem, że jeśli nie można było z tym zaczekać do zakończenia ostatniego meczu, to tak jakby nie miał on już znaczenia. Więc odniosłem wrażenie, że piłkarze Górnika na stadion nie dojechali na czas, stąd ten wynik. 

Mam nadzieję, że po tej bolesnej porażce nikt nie będzie chciał zwalniać trenera Marcina Brosza, choć głowy za to nie dam. Pracuje już ponad sezon w tym samym klubie, co w polskiej piłce uchodzi za przejaw rozpusty. To też niestety jeden ze smutnych wniosków na koniec 2017 roku, gdy na swoich posadach przetrwało tylko dwóch szkoleniowców zatrudnionych wcześniej, niż we wspomnianym roku!!!

Jeszcze smutniejszy wniosek dotyczy największych ligowych gwiazd. To dwaj Hiszpanie – Igor Angulo z Górnika i Carlitos, czyli Carlos Daniel López Huesca, z Wisły Kraków. A dlaczego smutny? Bo nikt ich w ojczyźnie nie zna, a u nas wszyscy się nimi zachwycają, co najlepiej obrazuje różnicę poziomów dzielących Ekstraklasę od La Liga.

Ale nie mam zamiaru z tego powodu narzekać. Ktoś już się bowiem zorientował, że jest takich dwóch grajków w polskiej lidze i chce ich podkupić. Więc cieszę się, że jeszcze mogłem oglądać strzelane przez Hiszpanów bramki na jesieni, bo nie wiem czy doczekają wiosny w Ekstraklasie.

▬ ▬ ● ▬