2017-08-03
Zawsze najbardziej boli...
Polska drużyna nie zagra w tym sezonie w fazie grupowej Ligi Mistrzów. A kiedy znów zagra? Statystycznie wychodzi, że za dziewiętnaście lat.
Jeśli ktoś uważa, że to rodzaj złośliwości z mojej strony, jest w błędzie. Żadna złośliwość, raczej realna ocena możliwości. Legia miała niepowtarzalną szansę, by znów nacieszyć się startem w elitarnych rozgrywkach. A przy okazji (przede wszystkim!) zarobić mnóstwo pieniędzy.
Dlaczego niepowtarzalną? Bowiem UEFA szykuje zmiany w kwalifikacjach. Te wprowadzone za kadencji Michela Platiniego, dawały więcej szans drużynom ze słabszej części piłkarskiej Europy. Przed rokiem skorzystała z niej wreszcie, choć w niewiarygodnych bólach, także Legia, czyli przedstawiciel polskiego futbolu.
Od przyszłego sezonu już tak łatwo nie będzie. Jeśli po losowaniu okaże się, że na przykład rywalem w decydującym meczu o awans do fazy grupowej stanie się drużyna z jednej z najsilniejszych lig, szanse mistrza Polski będą czysto iluzoryczne. Może, przy wyjątkowym zbiegu korzystnych okoliczności, kiedyś tam jakoś się uda. Ale raczej udawać się nie będzie. Tak jak Legii nie udało się w środę awansować do czwartej rundy.
Mistrz Polski jest drużyną o zbliżonych umiejętnościach i możliwościach do Astany. Odkąd UEFA zgodziła się przyjąć w poczet członków Kazachstan, miejscowe kluby stały się prawdziwym przekleństwem losujących je rywali. Najpierw głównie ze względu na wielogodzinną podróż i różnicę czasu. Teraz także coraz częściej ze względu na piłkarskie umiejętności kazachskich zespołów. Szczególnie w meczach wyjazdowych.
Granie na sztucznej murawie w Astanie, choć Artur Jędrzejczyk stwierdził, że „to żadne usprawiedliwienie”, z pewnością jest zawsze atutem gospodarzy. Na dodatek w lecie przy upalnej pogodzie. Jeśli rywal się choć na chwilę zdrzemnie, wykorzystają każdą okazję. Przed tygodniem Legia niestety zdrzemnęła się kilka razy i musiała za to zapłacić.
Nie tak łatwo odrobić wynik 1:3, tym bardziej, gdy goście w Warszawie nie ograniczali się tylko do wykopywania piłki po autach. Nie jest to drużyna, która podbije Ligę Mistrzów, jeśli oczywiście do niej awansuje. Mając jednak zapas dwóch bramek przed rewanżem, potrafiła na tyle skutecznie przeszkadzać, że cel osiągnęła.
Legia wygrała 1:0. Tylko tyle, bo musiała zdobyć o jedną bramkę więcej. Ale tak podobno musiało być, skoro statystycy wyliczyli, że nigdy polskiemu zespołowi nie udało się odrobić w europejskich pucharach straty 1:3 po pierwszym meczu.
Ja bym raczej powiedział, że nie tyle za mało bramek strzeliła, co za dużo straciła. Przed tygodniem w Kazachstanie oczywiście. Szczególnie tę w ostatniej minucie. No to ma teraz za swoje...
W pucharach zawsze najbardziej boli, gdy odpada się z drużyną, która była w zasięgu. A Astana była na pewno. Legia pozna w piątek kolejnego rywala. Tym razem w Lidze Europejskiej, bo została do niej (chyba to dobre określenie?!) karnie zdegradowana. Taki pokrętny jest teraz regulamin europejskich kwalifikacji. Ale jak się nie ma co się lubi, trzeba szybko polubić, co się dostaje.
▬ ▬ ● ▬