Zawsze warto marzyć

Fot. Trafnie.eu

Nie miałem najmniejszego problemu z wyborem najważniejszego wydarzenia w kończącym się tygodniu. Zauważyłem zresztą, że inni też je wspominają.

Jestem jeszcze pod wrażeniem tego, co wydarzyło się we wtorek w Warszawie. Mój kumpel Marcin, junior Arki, był z kolegami z drużyny na Stadionie Narodowym. Wyznał po meczu, że będzie go pamiętał do końca życia, co świadczy o natężeniu emocji u nastolatka. Nie tylko u niego zresztą. Dziesięć czy dwadzieścia lat starsi zawodnicy z Gdyni deklarowali to samo. Z większości wypowiedzi dało się wyczuć, że taki dzień może się już nie powtórzyć. Jeśli wierzyć statystykom, kolejny awans do finału Pucharu Polski powinien nastąpić za kilkadziesiąt lat... 

Rafał Siemaszko, jeden z bohaterów, który po wejściu na boisko z ławki zdobył pierwszą bramkę dla Arki, zamiast się puszyć, niezwykle skromnie opisywał swoje dokonania. Zaczął wyliczać, jak i gdzie biegał po boiskach niższych lig, a zakończył stwierdzeniem, w które chyba jeszcze sam nie do końca potrafił uwierzyć:

„Teraz strzeliłem bramkę w finale na Stadionie Narodowym!”

Arka pokazała, że w piłce nie ma rzeczy niemożliwych, szczególnie w finałach pucharów. Stwierdzenie na pewno niezbyt odkrywcze, ale co innego o tym mówić, a co innego przeżyć w konkretnym meczu. Wyjątkowe miejsce, wyjątkowy moment, wyjątkowa motywacja, więc mogą dziać się rzeczy wyjątkowe. Jak we wtorek w Warszawie. Arka pokonując Lecha po dogrywce wysłała apel do piłkarzy występujących niekoniecznie w (teoretycznie) najsilniejszych polskich drużynach – NIE BÓJCIE SIĘ MARZYĆ!

W europejskiej piłce też zdarzyła się w ostatnich dniach rzecz wyjątkowa. Szkoda, że przeszła prawie bez echa. Zawodnik AS Roma Kevin Strootman został zawieszony na dwa mecze w Serie A. Powód? Próba oszustwa, niestety zakończona sukcesem, podczas derbów z Lazio. Holender tak skutecznie wykonał wywrotkę na murawę, że zarobił dla swego zespołu rzut karny.

Komisja dyscyplinarna włoskiej ekstraklasy obejrzała po meczu zapis wideo i nie miała wątpliwości, że Strootman mógł się przewrócić najwyżej o własne myśli, bo nie doszło do żadnego kontaktu z rywalem. Dlatego ukarała go dyskwalifikacją.

NARESZCIE! Wiele razy zwracałem uwagę na ten problem. Szkoda, że kara dotyczy tylko dwóch meczów. Powinna być dużo wyższa, by działała odstraszająco. Ale przynajmniej widać postęp. Zamiast po raz kolejny znęcać się nad sędziami, co prowadzi raczej donikąd, ktoś wreszcie wziął się za tych, którzy dotąd byli bezkarni.

Ostatnio dużo się mówi o stosowaniu powtórek wideo podczas meczów. Zanim zostaną zastosowane, można już stosować powtórki także po ich zakończeniu. Przykład z Włoch pokazuje, że skutecznie.

▬ ▬ ● ▬