Ze sportów zimowych najbardziej lubimy...

Fot. Trafnie.eu

Polska piłka budzi się ze snu. Czyli międzynarodowe towarzystwo w barwach rodzimych klubów po zagranicznych obozach wraca do gry.

W piątek startuje Ekstraklasa. W ostatnich dniach codziennie trafiam na informacje o pozyskaniu, lub jej próbie, kolejnych cudzoziemców do polskich klubów. Dlatego zestawienie zagranicznych zawodników, o którym wspomniałem przed kilkoma dniami, jest już z pewnością nieaktualne. Aktualne pozostaje natomiast stwierdzenie, że biorąc pod uwagę ich liczebność, trudno sobie wyobrazić Ekstraklasę głównie w polskim składzie.

Z równym trudem próbuję sobie wyobrazić jak będą wyglądały pierwsze (podobno) wiosenne mecze, gdy widzę za oknem śnieg, a na termometrze temperatury poniżej zera. Chyba więc wyjątkowo trafne okaże się hasło reklamowe jednej z telewizji, że ze sportów zimowych najbardziej lubimy piłkę nożną!

Przewidywana temperatura w godzinach rozgrywania piątkowych meczów to -2°C w Płocku, podczas zmagań Wisły z Górnikiem Zabrze, i -3°C (odczuwalna: -5°C!) w Lubinie, gdzie Zagłębie zagra z Legią Warszawa.

Oczywiście zawsze można się pocieszyć, że inni mają jeszcze gorzej. Pamiętam mecz ostatniej kolejki ligi rosyjskiej w grudniu ubiegłego roku w Permie. Komentator podał informację o temperaturze: -12°C czy -14°C. Te dwa stopnie nie robią większej różnicy, bo jaki jest sens grania w piłkę przy takiej temperaturze? Czy to w ogóle można nazwać grą w piłkę? A jaka jest przyjemność z oglądania meczów z trybun w takich warunkach?

Ale słyszę od lat, że w Polsce trzeba grać więcej i częściej, by gonić piłkarski świat. I dlatego mam udawać, że w grudniu czy lutym można normalnie kopać piłkę? Albo inaczej – skoro nasi grają nawet więcej niż inni, także zimą, dlaczego latem w europejskich pucharach leje ich już kto chce? Czy naprawdę nikt nie widzi żadnej zależności między ty,mi faktami?

Ciekawy jestem jaka będzie zależność pomiędzy zimowymi transferami, czy raczej pozyskiwaniem piłkarzy (często za darmo), a większymi możliwościami drużyn. Bo za dużo nowych piłkarzy w klubie może okazać się katastrofą.

To już problem tych, którzy decydują o polityce kadrowej. Dlatego będę się szczególnie przyglądał Legii. Tak jak przed rokiem uważam, że walkę o mistrzostwo może przede wszystkim przegrać sama ze sobą. Teoretycznie potencjał ma największy ze wszystkich drużyn. Teoretycznie, bo nie wiadomo czy kilku nowych zawodników od razu okaże się wzmocnieniem.

Czy Lech, który zimą też pozyskał kilku grajków, jest w stanie odebrać Legii tytuł mistrzowski? Nie można tego wykluczyć, choć więcej szans daję Legii. Jeszcze w lutym obie drużyny spotkają się w Warszawie, wtedy będę mądrzejszy.

Na co stać na wiosnę jesienną rewelację, czyli Górnika? To pewnie najbardziej chciałby wiedzieć trener Marcin Brosz. A ja chciałbym, żeby drużyna z Zabrza do końca liczyła się w walce o mistrzostwo. Byłoby ciekawie. A najciekawiej, gdyby jak najwięcej drużyn walczyło do ostatniej kolejki o tytuł, także Jagiellonia, choć nie chce mi się za bardzo wierzyć, by cel osiągnęła już w tym sezonie.

Jeszcze ciekawszy będzie dla mnie „projekt Zagłębie”, czyli gra drużyny z Lubina pod wodzą nowego trenera Mariusza Lewandowskiego. Szefowie klubu wykazali się odwagą angażując byłego piłkarza praktycznie bez szkoleniowego doświadczenia. Gdy na jesieni Lewandowski został trenerem Zagłębia odgrażał się, że dopiero po zimowych przygotowaniach widać będzie jego rękę odciśniętą na drużynie. No to czekam. A piątkowy mecz Zagłębia z Legią zapowiada się co najmniej intrygująco.

▬ ▬ ● ▬