2017-09-24
Żenujące drobiazgi
W tym tygodniu zaskoczyły mnie dwie informacje. O jednej pewnie mało kto w Polsce słyszał. Zainteresowanie nim wynika z niegroźnego... skrzywienia.
Pierwsza informacja wynika z mojego niegroźnego skrzywienia, co sprawia, że temat pojawia się po raz kolejny. A wszystko bierze się z stąd, że bardziej od Realu czy Barcelony kręcą mnie kluby, w historii których można znaleźć coś wyjątkowego. Jednym z nich jest bez wątpienia AFC Wimbledon. Dlatego co tydzień sprawdzam wyniki w trzeciej lidze angielskiej.
Szerzej opisywałem jego historię w ubiegłym roku. Tak w największym skrócie – gdy nowy właściciel klubu postanowił przenieść go z południowego Londynu do oddalonego o ponad sto kilometrów Milton Keynes w środkowej Anglii, kibice założyli nowy - AFC Wimbledon. Jego drużyna zaliczyła kilka awansów i dziś gra już w jednej (trzeciej) lidze ze starym klubem (z nową nazwą) - MK Dons.
Ich bezpośrednie mecze zawsze mają dodatkowy podtekst i nic się nie zmieni aż do końca świata. Gdy drużyny spotkały się w piątkowy wieczór, było tak samo. Komentarz do ich pojedynku zobaczyłem nawet w wiadomościach sportowych telewizji Sky News. Nie dotyczył jednak tego, co działo się na boisku. Na szczęście nie chodziło o żadne bandyckie wybryki kibiców obu klubów, którzy ze zrozumiałych względów nie przepadają za sobą.
W Anglii mecz mógłby się odbyć bez piłki, ale nie bez okolicznościowego programu. To prawdziwa świętość, którą kolekcjonuje wielu kibiców. Ten z piątkowego meczu będzie miał specjalną wartość, bo na stronie tytułowej nie wydrukowano nazwy drużyny gości! Niby drobiazg, ale doprawdy żenujący.
Nie był to oczywiście przypadek. Raczej próba odreagowania na rywalu dawnych krzywd doznanych z jego powodu. Mnie jednak mocno zniesmaczyła. Tak jak darzyłem dotychczas ogromną sympatią klub założony i prowadzony przez prawdziwych kibiców, tak teraz straciłem do niego serce. Nie mogę zrozumieć - po co komu takie prymitywne gierki?
I drugi temat, już z krajowego podwórka. Dowiedziałem się dlaczego z Legii został pogoniony Jacek Magiera (za: sport.pl):
„Jeszcze nigdy nie pracowałem z tak słabym trenerem. Ta szatnia za nim nie pójdzie - takie zdanie o Jacku Magierze mieli niektórzy jego zawodnicy. I choć żaden z nich publicznie nie odważył się go wypowiedzieć, to prywatnie nie miał z tym problemu. Skargi płynęły, i to podobno do samego prezesa”.
Prezes wszystkiemu zaprzeczył:
„Nie wiem kto »sprzedaje« takie informacje, ale nie są one prawdziwe”.
Zaprzeczyli też zawodnicy w specjalnie wydanym oświadczeniu, pod którym podpisali się Artur Jędrzejczyk, Michał Pazdan, Krzysztof Mączyński i Dominik Nagy:
„Stanowczo dementujemy informacje zawarte w artykule, które są nieprawdziwe i szkodzą Legii Warszawa. Nikt z nas w żadnej z rozmów z Prezesem Dariuszem Mioduskim nie podważał kompetencji Trenera Jacka Magiery”.
Nie mam zamiaru rozstrzygać sprawy, bo nie posiadam wiarygodnej wiedzy na wspomniany temat. Nie byłem przecież w szatni Legii za czasów Magiery. Nie wiem, czy według starej zasady należy w tym wypadku wierzyć tylko w informacje dementowane?
Jaka jest prawda? Kiedyś się tego dowiemy, bo mało ciekawy piłkarski światek ma tę ciekawą cechę, że nic się w nim nie ukryje. Wcześniej czy później któryś piłkarz, trener czy Bóg wie kto jeszcze wyjawi, jak było.
Tylko jedna uwaga – jeśli ktoś chce skompromitować Magierę, niech używa logiczniejszych argumentów, a nie żenujących, że nie pracował z „tak słabym trenerem”. Bo czy rzeczywiście najsłabszy trener wyeliminowałby z pucharów Sporting Lizbona, o zdobyciu mistrzostwa Polski nie wspominając?
▬ ▬ ● ▬