Złudne przeczucia i kolejna połajanka?

Fot. Trafnie.eu

Dwa tematy w polskiej piłce wracają niczym bumerang. Jeden dotyczy niereformowalnych piłkarzy. Drugi bezrefleksyjnego szukania reprezentantów.

Zbliża się zimowe okno transferowe. Każde stanowi dobry moment do przypomnienia, co kto mówił kiedyś (pół roku, rok wcześniej?), a co mówi teraz. Uwaga dotyczy zawodników, którzy przestali kochać klub, choć jeszcze niedawno wydawał się im wymarzony. Niestety z reguły wymarzony tylko w zbyt rozbudowanej wyobraźni. Czyli jeden z moich ulubionych tematów.

Najpierw słucham (notuję) co wygadują ci szykujący się do zagranicznego odlotu. Już kilka razy korygowałem pojawiające się na ich temat informacje typu: „[nazwisko piłkarza] będzie grał w [nazwa zagranicznego klubu]”, pisząc, że na razie jest w klubowej kadrze, a czy zagra i kiedy, to się dopiero okaże.

W kolejnym odcinku transferowego serialu w głównej roli występuje Szymon Żurkowski. Nie chce już grać w Fiorentinie. Źle napisałem – grać to chce, nawet bardzo, ale w klubie uważają, że jest za słaby, by dać mu pohasać po murawie w Serie A. Dlatego w tym sezonie spędził na boisku raptem dziesięć minut (za: wp.pl):

„Według portalu FirenzeViola.it czarę goryczy przelała sytuacja z minionego weekendu, kiedy Żurkowski nie wystąpił przeciwko Hellasowi Werona (0:1), choć grający na jego pozycji Erick Pulgar i Gaetano Castrovilla musieli pauzować z powodu kartek. Zamiast na Polaka, Montella wolał postawić na Sebastian Cristoforo, dla którego był to pierwszy występ w tym sezonie”.

Oto dowód, że nie należy wierzyć (nie tylko własnym) przeczuciom. Lepiej na zimno analizować futbolowe realia. Do takich wniosków można dojść analizując wypowiedź Żurkowskiego z lutego (za: sport.pl):

„To dobry wybór, tak czuję. Mój brat Arek też powiedział niedawno, że ma dobre przeczucie”.

Czyli wszystko wskazuje na to, że Żurkowski stanie się kolejnym polskim zawodnikiem, który nie tyle grał, co był w zagranicznym klubie. Na pewno nie ostatnim. Być może już następne dni przyniosą podobne deklaracje o chęci odejścia. Czy na przykład Sebastiana Walukiewicza z Cagliari? I oczywiście nie mam najmniejszej wątpliwości, że w kolejnych oknach transferowych dołączą do nich następni niepoprawni optymiści podejmujący wyzwania przekraczające ich możliwości.

I drugi temat. Dzień bez znalezienia gdzieś na świecie nowego potencjalnego reprezentanta Polski, byłby dniem straconym. Nie ucichł jeszcze szum wokół Sonny’ego Kittela, a pałeczkę w wyścigu do kadry przejął 22-letni zawodnik drugoligowego angielskiego Nottingham Forest. Nazywa się Matty Cash i (za: wp.pl):

„Jest nominalnym prawym pomocnikiem, który może grać też w środku pola. W tym sezonie wystąpił w 19. meczach Nottingham - 17-krotnie wychodził w podstawowym składzie. Ma na koncie 2 gole i 2 asysty. Ostatnio piłkarzem interesowały się ekipy Premier League - Everton oraz Burnley, ale Cash właśnie podpisał nowy kontrakt z Nottingham ważny do 2023 roku”.

I jeszcze najważniejsze – Cash ma polską babcię. Chociaż nie, najważniejsza jest raczej informacja z angielskiego internetu, że podobno „osoby blisko związane z Jerzym Brzęczkiem były na kilku ostatnich meczach Nottingham”.

Jaki będzie kolejny krok związany z Cashem? Powołanie przez Brzęczka? Raczej kolejna połajanka w wykonaniu prezesa Bońka w identycznym stylu, jak przed kilkoma dniami na temat Kittela.

▬ ▬ ● ▬