Zmartwienie połowy Krakowa

Fot. Trafnie.eu

Józef Wojciechowski po kilku latach zatęsknił za piłką nożną. Przynajmniej w jednym klubie mają poważne podstawy, by zacząć się martwić.

Na forbes.pl trafiłem na wywiad z nim. Pan Wojciechowski zajmuje jedno z najwyższych miejsc na liście moich ulubionych ulubieńców. Co prawda z Janem Tomaszewskim nie ma szans się równać, ale przynajmniej czasami stara się mu dorównać.

Pan Józef jak zwykle w formie. Samopoczucie fantastyczne. Właśnie zatęsknił za futbolem. Chce kupić klub w Krakowie. Podejrzewam, że kibice Cracovii pewnie już szaleją ze szczęścia. Nie dlatego, że stanie się właścicielem ich ukochanej drużyny. Dlatego, że się nie stanie właśnie! Zainteresował się Wisłą. Chce robić interesy, budowlane, w Krakowie i klub powinien mu się do tego przydać.

Nie bagatelizowałbym tej informacji. Wojciechowski to jeden z tych nielicznych, któremu Wisłę można sprzedać. Jej (jeszcze) właściciel Bogusław Cupiał nie chce przecież tanio sprzedać. A potencjalny nabywca za bardzo się nie targuje, przynajmniej jeśli chodzi o interesy piłkarskie. Udowodnił to kiedyś w Polonii Warszawa. Pijawki szybko to wyczuły, obstępując ze wszystkich stron. I wydoiły ile się dało, a nawet więcej. Dla piłkarskich agentów był wymarzonym klientem. Wciskali mu wszelki możliwy towar z dopiskiem - „najlepszy na rynku”.

Wojciechowski rządził Polonią jak car. Nie akceptował żadnego sprzeciwu. Jak komuś coś się nie podobało, lądował na bruku. Jeśli pogoniony delikwent potrafił jednak bić się o swoje, dostawał bajońską odprawę. Jeden z byłych trenerów podobno nawet milion...

Właściciel miał gest. Miał też marzenia, chciał zdobyć mistrzostwo Polski. Powtarzał, że drugi zawsze przegrywa i że nie ma czasu czekać. Właściwie w tym zdaniu zawiera się cała jego filozofia porażki.

Bo Wojciechowski to największy przegrany polskiej piłki ostatnich lat. Nie ma co do tego najmniejszych wątpliwości. Gdyby był cierpliwy, gdyby pozwolił wszystkim pracować, jak powinno się pracować w piłkarskim klubie, Polonia pewnie miałaby już na koncie kilka kolejnych tytułów mistrzowskich i grałaby regularnie w fazie grupowej Ligi Mistrzów!

Potencjał miała ogromny. Ale miała też właściciela, który wydając mnóstwo pieniędzy nie rozumiał na przykład, co to jest efekt nowego trenera. Przyjeżdża na Konwiktorską drużyna z dołu tabeli ze świeżym trenerem i remisuje. Pan właściciel dostaje furii – jaki remis? Z kim? Przecież to miało być pewne zwycięstwo. Nikt mu nie jest w stanie wytłumaczyć, że w piłce tak czasami bywa, że wszystkiego nie da się wygrać, że prawdopodobnie zadziałał efekt mobilizacji związany ze zmianą szkoleniowca w przeciwnej drużynie i stąd zaskakujący dla niego rezultat.

Zawsze musiał być ktoś winny, więc najczęściej trafiało na trenerów. W zmienianiu ich pozostał wybitnym specjalistą. W jego klubie nawet efekt nowego trenera nie działał, wszyscy byli tak spanikowani. Zawodnicy zamiast grać w piłkę, kopali ją tak, by nie zrobić jakiegoś klopsa na boisku, bo właściciel potrafił wpaść do szatni nawet w przerwie i zrugać jak psów.

Gdy Wojciechowski znudził się w końcu Polonią, po jakimś czasie zainteresował się siatkówką. Jego koniec przewidziałem jeszcze zanim nastąpił start. Oto fragment wywiadu:

„Wprawdzie kiedyś zostałem namówiony, żeby zainwestować w AZS Politechnikę Warszawską, ale siatkówka mnie nie porwała”.

Teraz ma być powrót do piłki. Podobno wiele się nauczył w Polonii:

„Podszedłem do sprawy zbyt ambicjonalnie. Chciałem osiągnąć sukces tu i teraz. Tymczasem piłkę trzeba potraktować jako wyzwanie długodystansowe. Niestety, w tamtym czasie popełniłem sporo błędów”.

Nie wierzę, że Wojciechowski jest w stanie się zmienić. Może jakimś cudem uda się jego drużynie zdobyć z jeden tytuł czy puchar, jeśli rzeczywiście kupi Wisłę. Na zbudowanie stabilnego, profesjonalnego i normalnie funkcjonującego klubu nie ma najmniejszych szans. Ale to nie moje zmartwienie, tylko ewentualnie połowy Krakowa kibicującej Wiśle.

▬ ▬ ● ▬