Znów będzie bajdurzenie o...

Fot. Trafnie.eu

Najlepsze polskie kluby są do siebie bardzo podobne. Bardziej niż się wielu wydaje. Wystarczy tylko przeanalizować ich ostatnie ruchy.

Legia ma nowego piłkarza. Z byłym gwiazdorem, który właśnie się z nią rozstał, jedno go łączy - przed przeprowadzką do Warszawy za wiele nie grał. Hildeberto José Morgado Pereira, bo tak nazywa się najnowszy nabytek warszawskiego klubu, jest 21-letnim portugalskim bocznym obrońcą, ale może grać też na innych pozycjach. Wychował się w Benfice Lizbona, jednak tam występował tylko w drużynie rezerw, do pierwszej nie mógł się przebić. Ubiegły sezon spędził w drugiej lidze angielskiej w Nottingham Forest.

Podobno to zawodnik temperamentny, czyli czasami na boisku najpierw coś zrobi, potem pomyśli. Pomyśli już za boczną linią, gdy zobaczy czerwoną kartkę. Trener Jacek Magiera, tak prorokują media, będzie miał zadanie go okiełznać. Tylko czy trener mistrza Polski jest od tego?

Trener jest od tego, by jak najlepiej przygotować swój zespół do gry. A może to zrobić tylko z tymi, których ma w kadrze. Z reguły ma nie tych, których by chciał. Dlatego, jak w przypadku Hildeberto Pereira, będzie musiał wykazać się przede wszystkim zdolnościami psychologicznymi, by z zawodnika jak najwięcej wycisnąć. Ile? Tego nie wie chyba nikt.

Pod jednym względem Portugalczyk przypomina mi Vadisa Odjidję-Ofoe, który przed rokiem przeprowadzając się do Warszawy też był zawodnikiem mało znanym. Miał problemy z grą w Norwich City, który spadał z Premier League. Pereira co prawda rozegrał w ubiegłym sezonie 22 mecze w drugiej lidze angielskiej, ale ostatnie w marcu. Jeśli okazałby się takim wzmocnieniem jak Belg, pewnie za rok pomacha na do widzenia, jak on.

Dariusz Dziekanowski wypowiedział się właśnie, że popełniono błąd, bo należało (nawet przed końcem ubiegłego roku!) zacząć rozmawiać z Odjidją-Ofoe o przedłużeniu kontraktu. Ale po co? Przecież on miał kontrakt ważny jeszcze rok!

Powtórzę (obiecuję, że już ostatni raz) - Odjidja-Ofoe odleciał z Polski zaraz po zakończeniu sezonu. Legia interesowała go już wtedy jak zeszłoroczny śnieg. Takie są fakty. Można z nim było najwyżej iść na wojnę próbując zmusić do wypełnienia kontraktu, co zakończyłoby się obustronną porażką. Ma prawo szukać nowych wyzwań, trzeba się z tym pogodzić. Nie każdy chce zostać w Polsce nawet po zakończeniu piłkarskiej kariery jak Aleksandar Vuković na trenerskiej ławce w Warszawie.

Teraz Legia ściągnęła kolejnego anonima z nadzieją, że wystrzeli wielką formą, jak poprzedni. Podobne ruchy w Poznaniu robi Lech. Czytam, że „szaleje na rynku transferowym”. Sprowadza kolejnych zawodników, których trzeba dokładnie opisywać, by wiadomo było o kogo chodzi. Jednocześnie pozbywa się trzech kluczowych graczy (Jan Bednarek, Dawid Kownacki, Tomasz Kędziora), gdy da się na nich zarobić.

A przy okazji prezesi obu klubów opowiadają o europejskich ambicjach i śnią o Lidze Mistrzów. Jeśli Legia chce ją podbić z duetem napastników (Jarosław Niezgoda i Vamara Sanogo), których zabrała na pierwszy mecz kwalifikacyjny na Wyspy Alandzkie, to chyba młodzieżową wersję Ligę Mistrzów. Tylko trzeba najpierw obu poprzerabiać daty urodzenia.

Czytam jeszcze o planach Jagiellonii. Konstantina Vassiljeva nie była w stanie zatrzymać. Następnych trzech (Jacek Góralski, Taras Romanczuk i Fedor Černych) też będzie na wylocie, jak tylko drużyna… odpadnie z Ligi Europejskiej.

Właściwie co roku jest to samo. Z jednej strony piękne słowa o planach i ambicjach, z drugiej sprzedaż najlepszych zawodników. Czyli ambicje zweryfikowane przez finansowe realia klubów, które są kopciuszkami piłkarskiej Europy, a muszą z czegoś żyć. Jak się mimo tego uda awansować do fazy grupowej jakiś rozgrywek, znów będzie bajdurzenie o...

▬ ▬ ● ▬