Znów niech żałują ci...

Fot. Trafnie.eu

W Lublinie odbył się finał Fortuna Pucharu Polski. Po raz pierwszy trofeum zdobył, na stulecie klubu, Raków Częstochowa, wygrywając 2:1 z Arką Gdynia.

Odniosłem wrażenie, że finał nie rozpalał specjalnie wyobraźni kibiców nie zaangażowanych w niego emocjonalnie. Poza tymi w Gdyni i Częstochowie, pozostali raczej się nim nie podniecali. Bo podobno nie tak miało być. Czyli spodziewano się innego zestawu drużyn w finale.

Ja też się nie spodziewałem takiego, ale gdy już go poznałem, naprawdę się ucieszyłem. Zawsze się cieszę, gdy o trofeum walczą kluby, które dużo ich nie mają w dorobku, albo nie mają wcale, jak jeszcze do niedzieli Raków. No bo ile razy można oglądać na przykład finał Legia – Lech? Zresztą te dwa ostatnie w ich wykonaniu były najwyżej lekko-pół-średnie.

Za to finał przed rokiem, również rozgrywany w Lublinie z powodu koronawirusa, będzie się wspominało latami. Przypomnę tylko, że Cracovia zdobyła wtedy swój pierwszy Puchar Polski pokonując po emocjonującym meczu i dogrywce Lechię Gdańsk.

Bo finału nie ogląda się ze względu na uczestników, ale ze względu na rangę meczu, z pewnością wyjątkową. Nie tylko dla kibiców obu klubów, których drużyny w nim uczestniczą, ale też dla wszystkich, dla których piłka nie kończy się na Liverpoolu i Realu Madryt.

Dla mnie nigdy się nie kończyła, więc jechałem do Lublina z nadzieją na obejrzenie fajnego meczu, czy raczej na emocje związane z finałem, bo takie zawsze mu towarzyszą, jeśli ktoś tylko nie jest za bardzo zmanierowany i potrafi je dostrzec. Ja dostrzegam zawsze.

Mecz w Lublinie obejrzałem z przyjemnością, bo był naprawdę ciekawy i emocjonujący. Najpierw raczej niespodziewana dominacja Arki, ale tylko przez pierwsze dziesięć minut. Potem dominował już Raków, co nikogo oczywiście nie dziwiło, skoro gra o jeden poziom wyżej niż rywale.

Ale to Arka objęła prowadzenie. Mogła je nawet podwyższyć, jednak w ostatnich dziesięciu minutach wyrównał Raków, a potem w samej końcówce zdobył zwycięską bramkę. Czyli emocje takie jak przed rokiem, z tą tylko różnicą, że nie wzmacniała ich reakcja trybun pozbawionych niestety kibiców.

Jednak obejrzenie na żywo radości wszystkich członków ekipy Rakowa po zdobyciu zwycięskiej bramki – bezcenne! Nie można tego kupić nawet płacąc złotą kartą. Tak samo bezcenne przeżycia z konferencji prasowej trenera zwycięskiej drużyny Marka Papszuna. Gdy odpowiadał na pytanie, do sali wtargnęła delegacja z szatni z pucharem. Było głośno i mokro, bo na obecnych polał się szampan. Na mnie też, ale przynajmniej będzie co wspominać.

Niech żałują ci, których w Lublinie nie było. Chyba tak samo pisałem przed rokiem, co dowodzi, że już drugi raz z rzędu zaliczyłem w tym mieście finał krajowego pucharu, który z pewnością nie był finałem tylko z nazwy.

▬ ▬ ● ▬