Zostało tylko zdjęcie

Fot. Trafnie.eu

Zmarł Stanisław Terlecki. Miał 62 lata. Złamał wiele stereotypów. Ale niestety nie ten, że wielu piłkarzy nie radzi sobie z życiem po zakończeniu kariery.

Pierwszy raz zobaczyłem go jeszcze w barwach Gwardii Warszawa. To była pierwsza połowa lat siedemdziesiątych. Mecz o Puchar Zamku Królewskiego, jeśli dobrze pamiętam. Gwardia grała na Łazienkowskiej z Legią.

Szczupły chłopak z długimi włosami do ramion nie potrafił się pozbyć piłki. Tylko dryblował i dryblował. Widać było, że to jego życie. Ale na pewno nie całe. Bo jaki piłkarz decyduje się na studiowanie historii na uniwersytecie? Jaki otwarcie wspiera komunistyczną opozycję? Łamał wiele stereotypów. Jeden z najinteligentniejszych zawodników jakich spotkałem.

Zawsze miał swoje zdanie, co nie zawsze pomagało. Był wśród głównych aktorów słynnej „Afery na Okęciu”, po której został odstawiony od reprezentacji. Nie pomagały też kontuzje. Stąd może największy nawet paradoks najwspanialszego okresu w historii polskiej piłki - jeden z jej najzdolniejszych zawodników nigdy nie zagrał na żadnej wielkiej imprezie!

Odżył w Stanach Zjednoczonych. Choć nazwa Cosmos Nowy Jork robi wrażenie w jego biografii, to Stasiek był przede wszystkim prawdziwą gwiazdą indoor soccera, czyli halowej odmiany piłki nożnej, a precyzyjniej jej amerykańskiej odmiany. Boisko otoczone bandami, lotne zmiany, szybka gra – przy jego wyszkoleniu technicznym idealne warunki do pokazania co naprawdę potrafił.

Umówiliśmy się na spotkanie zaraz po jego powrocie ze Stanów Zjednoczonych. To musiało być więc w drugiej połowie lat osiemdziesiątych. Polska stanowiła wtedy szaro-burą prowincję marzącą, by choć trochę zniwelować przepaść dzielącą ją od najbogatszych krajów. Takich jak ten, z którego on przyjechał. Był jak spadochroniarz z raju zrzucony na własną prośbę w miejsce, z którego wielu chciało wtedy uciec do lepszego świata.

Spotkaliśmy się w jego biurze. Był przedstawicielem jakieś amerykańskiej firmy chemicznej. Usiadł w fotelu, założył nogi na biurko. Nie było w tym jednak jakiegoś szpanu, raczej amerykański luz człowieka sukcesu. I opowiadał, opowiadał, opowiadał… O piłce, o Ameryce, o Polsce, o wszystkim. Gadułą był strasznym, ale miał ten urok, dzięki któremu nie zanudzał rozmówcy i nie zamęczał, tylko w naturalny sposób wciągał do rozmowy.

Potem grał jeszcze w piłkę. Byłem na jednym z najważniejszych meczów w jego karierze, tam mi się przynajmniej wydawało. Koniec listopada 1992 roku. Polonia Warszawa walczyła o powrót do Ekstraklasy po ponad czterdziestu latach. Miał szansę w drugiej lidze zagrać w jednej drużynie ze swoim synem Maćkiem! I zagrał przeciwko Borucie Zgierz.

Koszmarna pogoda, padał śnieg z deszczem, więc po końcowym gwizdku wszyscy uciekli do środka, by się ogrzać. Zostałem na bieżni tylko ja z Terleckimi, potwornie umorusanymi. Zrobiłem im zdjęcie zgrabiałymi z zimna rękami. Choć okazało się dalekie od ideału, byłem szczęśliwy, że jako jedyny uchwyciłem ich obu po historycznym wydarzeniu. Myślałem, że za kilka, kilkanaście lat wszyscy się będą bili o to zdjęcie pisząc kolejny raz o piłkarskim rodzie Terleckich.

Zagrali razem po raz pierwszy i ostatni w oficjalnym meczu. Ojciec kończył karierę, jego syn dopiero ją zaczynał. Wydawało się, że ma potencjał, by poprawić osiągnięcia Staśka. Przecież już jako nastolatek wyjechał do szkółki Anderlechtu Bruksela. Należy pamiętać, że działo się to w czasach, gdy takie wyjazdy dla uzdolnionych młodych polskich piłkarzy były czymś wyjątkowym.

Niestety później wszystko potoczyło się jak w złym śnie. Przed trzema laty przeczytałem kilka artykułów dotyczących Staśka kompletnie zagubionego w życiu, skłóconego z synem i resztą rodziny. To już nie był człowiek sukcesu, ale ktoś próbujący się podnieść po bolesnej wywrotce. Opowiadał do bólu szczerze o swoich uzależnieniach od alkoholu i leków psychotropowych, o kilku nieudanych próbach odwyku. A syn, też bez znieczulenia, niezwykle krytycznie wypowiadał się o ojcu. Przerażająca historia kolejnego piłkarza, który nie potrafił sobie znaleźć miejsca po zakończeniu kariery.

Maciek nie został wielkim piłkarzem. Staśka niestety już nie ma. Zostało tylko ich wspólne zdjęcie...

▬ ▬ ● ▬