2018-09-12
Aż trochę zęby bolały
Reprezentacja Polski zremisowała 1:1 w towarzyskim meczu we Wrocławiu z Irlandią. Nie takiego rezultatu i, przede wszystkim gry, od niej oczekiwano.
Jednym z argumentów przemawiających za wprowadzeniem nowych rozgrywek Ligi Narodów był ten o nudnych meczach towarzyskich. Choć to argument mocno naciągany, bo chodziło przede wszystkim o zarabianie dodatkowych pieniędzy, jego zwolennicy znaleźli we wtorkowy wieczór we Wrocławiu idealny dowód na swoją teorię.
Jeden z redaktorów schodzący na przerwę stwierdził, że musi każdemu z polskich piłkarzy wystawić oceny. W jego głosie wyczuwało się nawet nie niepokój, ale wręcz przerażenie. Bo po pierwszej połowie, zadanie wydawało się wręcz karkołomne.
Gra orłów Jerzego Brzęczka wyglądała gorzej niż kiepsko. Właściwie wyglądała tak, jak atmosfera na trybunach. Bo trybuny pustawe, biorąc pod uwagę frekwencję w ostatnich latach na meczach Polaków. Do tego doping zanikająco-przerywany, a może jeszcze gorzej. W sumie widowisko tak smętne, że aż zęby bolały.
Polski selekcjoner dokonał sześciu zmian w podstawowym składzie w porównaniu z meczem w Lidze Narodów z Włochami. Nie zgodzę się z jednym z komentarzy, że „zamieszał w składzie”. Raczej w naturalny sposób postanowił sprawdzić co potrafią ci, którzy na wyjście w podstawowym składzie nie mają szans. I okazało się, że nie ma się czym chwalić.
Czyli po raz kolejny okazało się, że Polska nie jest piłkarską potęgą, jak niektórzy próbowali mi wmawiać w ostatnich latach. Niestety ledwo starcza materiału do wypuszczenie do boju jedenastu w miarę poskładanych w drużynę grajków w meczu o punkty. I ten najwyżej obiecujący rezultat w piątkowym meczu z Włochami w Bolonii niczego nie zmienił.
Wyczekiwany od początku sezonu z wypiekami podniecenia debiut w pierwszej reprezentacji Krzysztofa Piątka okazał się niestety klapą. Może potencjał ma, ale na razie nie jest nawet uboższą wersją Roberta Lewandowskiego, który obejrzał mecz z ławki, by zrobić mu miejsce.
Także brak Piotra Zielińskiego, drugiego krytykowanego potwornie po mistrzostwach świata w Rosji, pokazał jak ubogo wygląda gra drużyny bez rozgrywającego z prawdziwego zdarzenia.
Nawet Kamil Glik, którego Brzęczek wysłał do boju od początku meczu, a prezentował się na tle reszty naprawdę solidnie, pozwolił by w drugiej połowie piłka przeleciała tuż nad jego głową, co zakończyło się stratą bramki.
Irlandczycy bowiem poczynali sobie dzielnie we Wrocławiu i objęli prowadzenie, często bezkarnie operując na połowie rywali. A trzeba pamiętać, że w poprzednim meczu w Lidze Narodów rozstali zmiażdżeni przez Walijczyków. Nie był to więc wielki rywal, nawet dla na wpół rezerwowego składu Polaków.
Trenera gości Martina O’Neilla trochę poniosło i na konferencji po meczu stwierdził, że mogli nawet wygrać, a zdobycie wyrównującej bramki przez Polaków było wyłącznie przyczyną roztargnienia jego zawodników. Można mu wybaczyć, bo pewnie jeszcze przeżywał niedawny łomot 1:4 jaki dostali od Walijczyków.
A prawda jest taka, że raczej uratowali remis, bo nasi po golu wprowadzonego na boisku Mateusza Klicha nie tylko w końcówce wyrównali, ale mieli wielką ochotę, by zdobyć zwycięskiego gola.
Trener Brzęczek nie wyglądał na specjalnie zestresowanego po remisowym spotkaniu. Stwierdził, że kadra pod jego wodzą zaczęła dobrze funkcjonować nie tylko na boisku, ale i poza nim, szybciej niż mógł się spodziewać. To taki optymistyczny wniosek przekazany światu po nędznym widowisku z Irlandią. Na razie chyba nie ma innego wyjścia, tylko trzeba mu wierzyć.
▬ ▬ ● ▬