Bandytyzm, niestety…

Dwa polskie kluby wygrały w czwartek po 4:1 w meczach pierwszej rundy Ligi Konferencji Europy. W świat poszła jednak zupełnie inna informacja. 

Pogoń Szczecin pokonała islandzki KR Reykjavík, a Lechia Gdańsk macedońską Akademiję Pandev. Oba mecze na pierwszy rzut oka wręcz identyczne. Do przerwy w obu łatwe prowadzenie 3:0, a w drugiej połowie jeszcze jego podwyższenie. W obu goście strzelili potem bramkę z rzutu rożnego. Tylko, że w drugim Macedończycy mieli szansę na zdobycie gola już w 38 sekundzie i dalej starali się atakować! W pierwszym Islandczycy nie tylko nie oddali strzału przed przerwą, ale niezwykle rzadko potrafili wyjść z piłką z własnej połowy. 

W Szczecinie dwoma trafieniami popisał się Kamil Drygas, a Sebastian Kowalczyk dwoma asystami (właściwie nawet trzema bo Luka Zahović tylko dobił piłkę po jego strzale). W Gdańsku hat-tricka i asystę zaliczył Flavio Paixao, choć na mnie większe wrażenie zrobiło za każdym razem kierunkowe przyjęcie piłki pokazujące jaką dysponuje techniką. 

Zastanawiam się jednak, czy jest w ogóle sens o tym pisać, skoro głównym tematem po meczach polskich drużyn w Lidze Konferencji Europy było zupełnie co innego. W Gdańsku mecz został przerwany zaledwie po kilku minutach, a wznowiony po prawie czterdziestu, ze względu na burdy na trybunie za bramkę, gdy wbiegła na nią uzbrojona w pałki służące do walki kilkudziesięcioosobowa grupa. I miał to być element większej całości (za: trojmiasto.pl):

„Przed meczem w klubie [T29 - bar pod trybunami stadionu], doszło do awantury. Ochroniarze użyli gazu, co rozjuszyło pseudokibiców. Wrócili większą grupą. To był początek bijatyki przed stadionem. Nie wiem czy to była również przyczyna walki na trybunach - mówi nam jedna z osób znająca kulisy tego konfliktu.

Kolejny informator mówi:

- Na trybunach nie bili się kibice między sobą. To byli ochroniarze klubu T29, którzy uciekali przed kibicami, z którymi wcześniej mieli starcie w klubie. Myśleli, że na trybunach nic im się nie stanie. Ale tam nikt ich nie bronił, więc zostali pobici”.

Po rak kolejny okazało się niestety, że jednym z głównych elementów, z którymi kojarzona jest polska piłka na świecie pozostaje bandytyzm na trybunach i wokół nich. Nazywanie wydarzeń w Gdańsku „kompromitacją” nie do końca jest sensowne, bo jeśli kompromitacja goni kompromitacje, staje się normą. 

Dlatego śmieszą mnie komentarze w stylu „myśleliśmy, że już nigdy nie będzie miało miejsca to, od czego się odzwyczailiśmy”. Zależy kto się odzwyczaił i na jakiej podstawie. Przypomnę więc tylko, że zaledwie przed kilkoma tygodniami na trybunach stadionu w Rotterdamie podczas meczu Ligi Narodów z Holandią też doszło do burd w polskim sektorze. I nasi kibice lali się między sobą! Wydarzenia w Gdańsku są jedynie kolejnym odcinkiem smutnego serialu trwającego od lat i nie mającego końca. 

Oto co pisałem przed czterema laty:

„W tej walce potrzebna jest konsekwencja, ale ona kosztuje bardzo drogo. Czy klub wytrzyma presję i nie ustąpi, jeśli na trybunach kolejny sezon zamiast dwudziestu tysięcy będzie zasiadało pięć czy osiem, a doping będzie tylko w teorii?  

To za dużo kosztuje. Dlatego nikt nie zdecyduje się na długą wojnę z chuliganami, a tylko taka gwarantuje sukces. Szefowie klubów zaczną przekonywać, że wcale nie jest tak źle, że warto się dogadać. Odtrąbiony zostanie sukces, aż do następnej zadymy. I jak nie na tym, to na innym stadionie chuligani znów dadzą pokaz siły. Nie wiadomo tylko kiedy, ale raczej szybciej niż później. 

Dlatego nie wierzę, że coś się w najbliższych latach może zmienić. Nie zmieni się na pewno. A wszelkie dyskusje o walce ze stadionowymi chuliganami w mediach przypominają co najwyżej koncert życzeń, którego uczestnicy nie mają niestety wiele wspólnego z praktyką”. 

Wkleiłem ten fragment do kolejnego tekstu w grudniu ubiegłego roku dodając puentę:

„Każdy trzeźwo myślący człowiek posiadający choć podstawową wiedzę na wspomniany temat powinien dojść do podobnych wniosków. Ciekawe tylko kiedy znów na zasadzie „kopiuj – wklej” będę mógł niestety posłużyć się tym samym fragmentem jako puentą do kolejnego tekstu?” 

Nic dodać, nic ująć…

▬ ▬ ● ▬