Brutalna prawda o polskiej piłce

Fot. Vitalii Vitleo, shutterstock.com

Czytając i słuchając komentarze po meczu Lecha Poznań jestem zdziwiony… zdziwieniem ich autorów. To dowodzi jak deficytowym produktem jest pamięć.

Lech przegrał w Lizbonie 0:4 z Benfiką w piątej kolejce Ligi Europejskiej. Czy mógł nie przegrać? Tak wysoko mógł nie przegrać na pewno, ale na remis trudno było liczyć. Zawsze będę powtarzał do znudzenia, by nie wymagać od piłkarzy więcej, niż potrafią. A po meczu w Lizbonie ponownie wielu postanowiło spróbować podleczyć kompleksy za pomocą drużyny z Poznania.

Bo właśnie się dowiedziałem, że jesteśmy piłkarskimi pariasami. Nawet padło ironiczne pytanie, czy trzeba grać ostatni mecz grupowy z Rangersami za tydzień? Ale dowiedziałem się też, że przecież chyba każdy wiedział, że Lech jest za słaby, by rywalizować w grupie z Benfiką czy Rangersami? Każdy? Jeszcze w dniu meczu w Lizbonie znalazłem tekst, w którym przekonywano, że nie ma już miejsca na błędy, by walczyć o awans!

Kolejny raz wielu straciło pamięć. Dlaczego jest tak źle, skoro było tak dobrze? Przecież jeszcze kolejkę wcześniej Lech miał jechać do Liege po drugie zwycięstwo nad Standardem i wyjście z grupy. Przecież jeszcze przed piątą kolejką próbowano opowiadać bajki, że nadal ma na to szansę, musi tylko wygrać dwa ostatnie mecze i coś tam jeszcze, nie mam ochoty nawet tego analizować, musi się stać w pozostałych grupowych meczach.

Gdzie są dziś ci bajkopisarze? Gdzie są ci, którzy zachwycali się „zwycięską porażką” drużyny w pierwszym meczu z Benfiką w Poznaniu? Po raz kolejny w polskiej piłce można obserwować zjawisko zbiorowej utraty pamięci. Ponieważ we współczesnych czasach odpowiedzialności za słowo nie ma prawie żadnej, więc można wypisywać i wygadywać głupoty bez ograniczeń. Widać to na sinusoidzie komentarzy związanych z Lechem – od zachwytów do wyszydzenia.

A przecież to ta sama drużyna. Trzeba tylko realnie ocenić jej możliwości, wziąć poprawkę na niektóre rezultaty (zwycięstwo nad Standardem), wynikające częściowo ze sprzyjających okoliczności (epidemia koronawirusa dziesiątkująca kadrę rywali). I zamiast idiotycznie rozhuśtywać nastroje, od razu warto tonować zapędy tych bezrefleksyjnych.

Nieskromnie stwierdzę, że do tych ostatnich na szczęście nie należę, skoro po inauguracyjnej porażce z Benfiką napisałem:

„Mówienie po pierwszym meczu, do tego przegranym, o wyjściu z grupy jest, delikatnie rzecz ujmując, trochę nieroztropne. Standard Liege i Rangersi mogą okazać się równie trudnymi rywalami do pokonania. Najpierw warto choćby z jednym z nich zdobyć punkty, by zacząć nieśmiało myśleć o awansie”.

I starałem się tonować nastroje po jedynym zwycięstwie w grupie:

„W następnej kolejce znów zagra ze Standardem, tyle że w Liege. Spotkają się 26 listopada, więc zakażeni piłkarze z Belgii mogą być już gotowi do gry. Płynie z tego wniosek, że mecz prawdy dopiero przed Lechem”.

Niestety to był rzeczywiście mecz prawdy, dość bolesnej. Dlatego przed czwartkowym w Lizbonie trener Dariusz Żuraw przestał słuchać bajkopisarzy wyliczających ciągle szanse na wyjście z grupy i posłał do boju rezerwowy skład. Proste – trzeba oszczędzać zajechanych jesienią zawodników na polską ligę, skoro w Europie już nie mają szansy cokolwiek ugrać.

I tu chyba najbardziej zaskoczyło mnie zaskoczenie tak zwanych ekspertów. Widać zanik pamięci dotknął ich najbardziej. A wystarczy tylko przypomnieć, co pisałem o Lechu przed pięcioma laty, gdy ostatni raz grał w fazie grupowej europejskich pucharów:

„Prezes Lecha Karol Klimczak właśnie potwierdził, że wcześniejsze wiadomości nie były żadnym wymysłem. Jego drużyna rzeczywiście postanowiła sobie odpuścić rywalizację w Lidze Europejskiej, już przed jej startem. Powód? Słabo radzi sobie w lidze (polskiej), więc odrabianie straty do czołówki będzie w najbliższym czasie jej priorytetem.

Zastanawiam się tylko po co? To znaczy wiem – żeby zająć jak najlepsze miejsce w Ekstraklasie, czyli (obowiązkowo!) awansować do europejskich pucharów. Czy po to, by potem je olać? Bardzo prawdopodobne...”

Oto cała brutalna prawda o polskiej piłce funkcjonującej w oparach absurdu. Pięć lat minęło, a nie zmieniło się nic.

▬ ▬ ● ▬