2020-04-09
Co warto zawsze pamiętać?
Dawid Kownacki udzielił wywiadu po dłuższej przerwie, wyjaśniając dlaczego wcześniej zdecydował się milczeć. Przedstawione powody są ciekawe, ale...
Kownacki miał ostatnio bardzo kiepski okres. Najpierw słaba gra (także problemy zdrowotne) w barwach Fortuny Düsseldorf, której pozostaje najdroższym w historii transferem. Potem dramat związany z kontuzją kolna wykluczającą go na dłużej z gry. Poświeciłem mu prze lata kilka tekstów, więc wywiad z nim przeczytałem z ciekawością. Zaczął tak (za: przegladsportowy.pl):
„Ludziom wydaje się, że mam wielkie ego, a to bzdura. Po prostu jestem szczery i otwarty. Efekt jest taki, że obrywam, dlatego nie mam ochoty się w to bawić”.
Efekt był też inny:
„Skasowałem konto na Twitterze. Uznałem, że do niczego nie jest mi potrzebne, bo to miejsce, w którym anonimowi ludzie wylewają z siebie mnóstwo jadu. Nie ma sensu zaśmiecać sobie tym głowy. Mam co robić w życiu”.
Ma na pewno. Nawet go za to pochwalę, bo odnoszę wrażenie, że inni zawodnicy potrafiliby dłużej wytrzymać bez piłki, niż bez kolejnego wpisu na swoim profilu w internecie.
Chwalę Kownackiego nie pierwszy raz, bo z uznaniem odniosłem się do jego działań w walce z hejterami. Szkoda, że pozostał na tym polu praktycznie sam. Gdyby znalazł naśladowców, w internecie byłoby mniej chamstwa, a każdy pomyślał ze dwa razy zanim zacznie kogoś obrażać.
Kownacki zauważył jeszcze:
„Do sportu trzeba mieć charakter. Ja mam trudny, bo nie jestem pokorny, wycofany. Kiedy coś powiem, zazwyczaj odbija się to szerokim echem. Mimo że nie mówię jakichś kontrowersyjnych rzeczy, to jednak one oburzają”.
I wytłumaczył, że mówiąc kiedyś - „99 procent zawodników z polskiej ligi nie wytrzymałoby tak intensywnych treningów, jakie mamy w Niemczech” - powiedział tylko prawdę. Mnie ta prawda w niczym nie przeszkadza. Przeszkadza mi w nim zupełnie co innego. I czytając wywiad dochodzę do wniosku, że pewnych rzeczy dalej nie rozumie.
Żyjemy w czasach, w których nie ma żadnej odpowiedzialności za słowo. Skrajnym tego dowodem są wpisy hejterów, czyli, jak zauważył Kownacki, (z pozoru) anonimowych ludzi wylewających z siebie mnóstwo jadu. Ale czy jego niektóre wypowiedzi nie są równie irytujące? Z pewnością miał rację, gdy przed dwoma laty tak opisał rywalizację Legii Warszawa z Lechem Poznań (za: sport.pl):
„Tego meczu nie dało się oglądać. Bardzo słaby praktycznie pod każdym względem.”
Tylko czy cytowane dwa zdania nie świadczą właśnie o wielkim ego piłkarza, który jeszcze niedawno grał w jednym z tych klubów, a gdy znalazł się w nowym w innej lidze, przejechał się bez znieczulenia także po byłych kolegach z drużyny? Czy, na przykład, odpowiedź w stylu - „gdy sam grałeś w Lechu, ciebie też nie dało się oglądać” – będzie już hejtem, czy tylko złośliwością na podobnym poziomie, który sam zaprezentował?
A jak traktować jego wypowiedź, jeszcze w barwach Sampdorii Genua, sprzed roku (za: se.pl) - „jestem zbyt dobrym piłkarzem, aby kolejne pół roku przesiedzieć na ławce!” - w porównaniu z tą sprzed trzech lat (za: przegladsportowy.pl):
„Walczę o swoje. Chcę więcej, to normalne. Z drugiej strony powtarzam sobie jedno: praca i pokora. Dostaję swoje szanse, każda minuta cieszy. Nie dostanę nic za darmo. Gram w jednej z najlepszych lig w Europie. Powoli dokładam swoją cegiełkę do wyników Sampdorii. Nie podpalam się, czerpię małą łyżeczką”.
Zawsze dobrze pamiętać co i kiedy się mówiło. Co oczywiście nie przeszkadza w bezwzględnej walce z hejterami w internecie, jeśli będzie taka konieczność.
▬ ▬ ● ▬