Czego pan prezes nie zauważa?

Fot. Trafnie.eu

W kończącym się tygodniu kilka tematów przykuło moją uwagę. Okazało się, że na jedną drużynę z Glasgow zawsze można liczyć. Na prezesa PZPN zresztą też.

Chyba najwięcej komentarzy wzbudziła porażka Celtiku w kwalifikacjach do Ligi Mistrzów z amatorami z Gibraltaru. Dla drużyny o nazwie Lincoln Red Imps wygrana 1:0 stanowi powód do dumy i piękne wspomnienia na lata. Protestuję jednak, by wynik nazywać sensacyjnym.

Jeśli szkockie media pastwią się z tego powodu nad grajkami z Glasgow, ich problem. Widocznie mają krótką pamięć. Ja mam lepszą, więc ów wynik odbieram jako całkiem normalny. Ostatnio naprawdę sztuką jest przegrać ze szkockimi drużynami. Jeśli ktoś nie wierzy, niech przeanalizuje ich wyniki.

Celtic to wybitny specjalista dostawania po głowie w pierwszych rundach eliminacji. Pamiętam jego wyczyn z mało znaną drużyną ze Słowacji - Artmedia Petrzalka. W 2005 roku przegrał w pierwszym meczu w Bratysławie 0:5. Nie pomogła wygrana w rewanżu 4:0, więc odpadł z rozgrywek.

Przed dwoma laty sześć bramek w dwóch meczach (tracąc jedną) nastrzelała mu Legia. A że wyeliminowała się przez własną głupotę, to już wyłącznie jej nieszczęście. Cóż więc w tym kontekście znaczy skromna porażka z dzielnymi amatorami z Gibraltaru? Nic wielkiego, najwyżej pokonywanie kolejnych stopni wtajemniczenia w drodze na dno przez piłkarzy z Glasgow.

Czy polskie drużyny też sięgnęły już dna w europejskich rozgrywkach? Oto drugi intrygujący temat tygodnia. Nawet nie wspominam o Cracovii czy Piaście. Ale bardziej realistycznie patrzący na rzeczywistość twierdzą, że również Legia nie ma czego szukać w Lidze Mistrzów, po tym, co dotychczas pokazała. Wręcz zadziwiająca trzeźwością refleksja w kraju, który po EURO 2016 prawie uwierzył, że jest już piłkarską potęgą.

Wojciech Kowalczyk zaproponował, żeby dać sobie spokój z europejskimi pucharami. Wreszcie ktoś dostrzega to, co zauważyłem już dawno, bo właśnie one są największym nieszczęściem polskiej piłki. Ta wstrętna konieczność konfrontowania się na początku nowego sezonu z drużynami z innych krajów. Po co? Gdyby nie europejskie puchary, Ekstraklasa byłaby jedną z najlepszych lig w Europie! Sama dla siebie oczywiście.

Rezygnacja ze startu w pucharach jest jak najbardziej godna rozpatrzenia. Więcej przecież przynoszą szkody, niż pożytku. A udział w rozgrywkach jest DOBROWOLNY. Ciekawe kto pierwszy skorzysta z tej furtki?

I na koniec muszę się odnieść do pomysłu miłościwie panującego prezesa PZPN, Zbigniewa Bońka. Otóż zaczął lansować rozwiązanie z 32. zespołami w finałach mistrzostw Europy. To kompletny nonsens, skoro UEFA zrzesza 55 federacji. Jaki sens ma organizowanie finałów dla więcej niż połowy członków? Co to zresztą za finały? Lepiej zrezygnować z eliminacji, niech awans bez gry uzyskają wszyscy.

Kiedy wszystkie rodzaje rozgrywek zostały napompowane do granic obłędu, gdy piłkarze pod koniec EURO ledwo dyszeli ze zmęczenia po ciężkim sezonie, optowanie za powiększeniem kolejnych mistrzostw jest po prostu żałosnym pomysłem. Raczej powinny wrócić do systemu z szesnastoma finalistami, który wydaje się optymalny. Nie można mówić tylko o popularyzacji piłki zapominając, że najlepsi zawodnicy grają już za dużo i za często. To są ludzie, nie maszyny. Aż dziwne, że Boniek tego nie zauważa...

▬ ▬ ● ▬