2021-05-28
Czy pęknie z hukiem?
Rozpoczęło się pompowanie balonika przed Euro 2020. Może niezbyt pośpiesznie, ale regularnie ktoś coś swojego dorzuci, by naród uwierzył, że ma wielką drużynę.
To już właściwie nowa świecka tradycja. Właściwie kopia tego, co działo się trzy lata wcześniej przed finałami mistrzostw świata. Wtedy też mieliśmy jechać po medal. I nawet autor ten sam, ale o nim na końcu. Najpierw warto pozwolić zabrać głos innym.
Może zacznę od młodej gwiazdy reprezentacji, Jakuba Modera, który zawyrokował (za: wp.pl): „Możemy przebić wynik z Euro 2016”. Przypomnę, że wtedy Polska awansowała do ćwierćfinału. Śmiała więc teza, tym bardziej, że jej autor ma więcej niż skromne doświadczenie reprezentacyjne. Cóż mogę mu życzyć? Żeby na boisku tak skutecznie rozprawiał się z rywalami, jak robi to w wywiadach! Nie tylko podczas Euro 2020, także w dalszej karierze.
W środę znalazłem wielki tytuł na pierwszej stronie „Przeglądu Sportowego”. Prezes PZPN Zbigniew Boniek oznajmił: „Trzeba wiary i… trochę szaleństwa”. A pod nim uzasadnienie:
„Chciałbym, żeby Polska pojechała na Euro i wszystkich rywali wciągnęła nosem. Tej drużynie nie brakuje niczego, by odniosła sukces”.
Jakoś mnie to nie przekonało. Ale trafiłem na kolejny argument:
„Jeśli Zieliński, Milik i Lewandowski zagrają wybitnie, a pozostałych siedmiu będzie biegało z tyłu i wykona za nich czarną robotę, to możemy wygrać z każdym”.
Pozwolę sobie z panem prezesem się nie zgodzić, co niewątpliwie należy uznać za akt odwagi z mojej strony. Bo to przecież były znany piłkarz, teraz wiceszef UEFA. Ja żadnych atutów nie posiadam w ewentualnej konfrontacji z nim, gdy przyparty do muru powie (zgodnie z krążącą w tak zwanym środowisku anegdotką, bo sam nigdy nie byłem świadkiem podobnej sceny!):
„Ja jestem Boniek, a pan?”
Jeśli ta drużynie nie brakuje niczego, by odnieść sukces, to ja w ostatnich latach oglądałem chyba mecze reprezentacji Polski w innej dyscyplinie. Choć w wywiadzie znalazłem jeszcze dwa zdania stanowiące coś w rodzaju ręcznego hamulca, gdyby się okazało, że pan prezes jednak za bardzo rozhuśtał nastroje:
„Chciałbym, żeby nam poszło, bo kto by nie chciał? Ale linia między sukcesem i porażką jest cienka”.
Zacytuję jeszcze jedną jego wypowiedź, stanowiącą komentarz do słów mojego ulubionego ulubieńca, Jana Tomaszewskiego. Oczywiście też zabrał głos, czy raczej powtórzył, co wygadywał wcześniej. Właściwie to samo, co mówił przed mistrzostwami w Rosji. Że jest spokojny o awans do półfinału (!), jeśli zawodnicy zagrają na swoim poziomie, jak w klubach.
Zwracam uwagę na chytrość wypowiedzi. Wiarę w awans do półfinału uważam za totalną bzdurę. Ale jeśli jej nie będzie, człowiek który ma zawsze rację powie, że oczywiście by był, gdyby zagrali na takim poziomie, jak w klubach. A że nie zagrali i nie było? Czyli znowu miał rację.
Ale ciekawszy jest komentarz Bońka z wywiadu dla PAP:
„Janka się słucha, respektuje, ale się nie komentuje. On jest ważną częścią historii polskiego futbolu, z przyjemnością go słucham, ale - jak powiedziałem - nie komentuję”.
Niewiarygodne! Naprawdę nie mogę się nadziwić powściągliwości pana prezesa, który potrafi podszczypywać na swoim ulubionym Twitterze kogo się tylko da, a tu postanowił wystąpić w roli uosobienia miłosierdzia.
Można (trzeba!) zadać pytanie – czy ten balon pęknie? A jeśli, tak, czy z hukiem? Przypomnę tylko jakie były konsekwencje podobnego rozbujania nastrojów przez mistrzostwami w Rosji. Po szybkim powrocie drużyny z turnieju wręcz pastwiono się nad Robertem Lewandowskim, teraz znów uwielbianym. Miał być głównym winowajcą porażki. Cytowane opinie stanowiły głupotę w najczystszej formie. Jak będzie tym razem?
▬ ▬ ● ▬