Do przemyśleń przed snem

Fot. Trafnie.eu

Nie było przesady w stwierdzeniu, że Hull City niespodziewanie stał się najpopularniejszym w Polsce klubem. Nie tylko z powodu Kamila Grosickiego!

Pomocnik reprezentacji Polski zaliczył podczas weekendu debiut w wymarzonej Premier League. Jak dla mnie to był występ absolutnie optymalny. Cieszę się, że nie zagrał… lepiej. Nie próbuję być mądrzejszy niż jestem, ani niczego wydziwiać na siłę. Gdyby Grosicki na przykład zdobył bramkę dla Hull City w meczu z Liverpoolem, w jego ojczyźnie zaczęłaby się jazda bez trzymanki. Grosikomania na całego, która (obawiam się!) mogłaby piłkarzowi nie wyjść na dobre. Pewne wady, nie tylko na boisku, przecież posiada.

Nazywanie go w Anglii „polskim Messim” uznaję za chwilową i, mam nadzieję, niegroźną utratę kontaktu z rzeczywistością, nie tak znowu rzadką w miejscowych mediach. Zaliczył całkiem przyzwoity występ. Biorąc pod uwagę, że debiutował w zupełnie nowej lidze i to przeciwko jednej z czołowych drużyn, nawet więcej niż przyzwoity. Wyszedł w podstawowym składzie, nie schował się ze strachu w trawie, był istotną częścią drużyny, która odniosła zwycięstwo, choć wcale odnieść nie musiała, zważywszy na potencjał rywali.

Czyli na razie jest dobrze. Reszta w nogach i głowie Grosickiego. Łatwo na pewno nie będzie, ale w Premier League nie jest łatwo dla nikogo. Nieważne, czy w klubie walczącym o mistrzostwo, czy broniącym się przed spadkiem. Trochę boję się o wydolność Grosickiego. Nie jest tajemnicą, że w drugiej połowie zaczyna gasnąć. A trafił do ligi, która wysysa z piłkarzy wszystkie soki, w której trzeba zapieprzać na boisku na okrągło.

Zakładam, że przy okazji przeprowadzki z Francji do Hull City nie odbył na tę okoliczność rozmowy z Dušanem Kuciakiem. Po co miałby odbywać? Po to, że jeszcze niedawno słowacki bramkarz był zawodnikiem tego samego klubu. Uświadomiłem to sobie z trudem, gdy okazało się, że właśnie wrócił do Ekstraklasy. Będzie piłkarzem Lechii Gdańsk.

Chciałem napisać „będzie grał w Lechii”, ale biorąc pod uwagę ostatnie doświadczenia Kuciaka, dla ostrożności wybrałem inną formę. W styczniu 2016 roku przeniósł się do Anglii. Gdy odchodził z Legii, zastanawiano się, kto będzie w stanie go zastąpić? Był przecież jednym z najważniejszych piłkarzy warszawskiej drużyny.

Minął rok i chyba wszyscy o nim zapomnieli. Na pewno ja zapomniałem, zastanawiając się, gdzie ostatnio grał. Bo nigdzie nie grał. Był tylko w kadrze Hull City. I w drugiej połowie ubiegłego sezonu, i od początku obecnego zaliczył dwa puste przeloty – żadnego występu w lidze! Najpierw w (drugiej) The Championship, a ostatnio w Premier League.

Doświadczenie musiało być szalenie bolesne, bo Kuciak leciał do Anglii niezwykle optymistycznie nastawiony, by „spełniać marzenia”, jak mówił. I zderzył się ze ścianą brutalnych futbolowych realiów. Ówczesny menedżer Hull City Steve Bruce nie pozostawił mu złudzeń oznajmiając, że będzie rezerwowym mobilizującym do pracy pierwszego bramkarza Allana McGregora. Później Słowak miał nawet problemy ze znalezieniem się na ławce swojego klubu...

Teraz wrócił do Ekstraklasy, by walczyć o mistrzostwo Polski z Lechią, jak zadeklarował na dzień dobry. Ale chyba nabrał sporo pokory przez ten rok. Świadczy o tym choćby ta wypowiedź (za: wp.pl):

„Nie poszło mi i gdybym wiedział dlaczego tak się stało, szczerze bym odpowiedział. Nie uważam się za słabego bramkarza, ale też nie zadzieram nosa. Znam swoje wady i wiem, że muszę ciężko pracować, by je poprawić”.

Do przemyśleń dla Kamila Grosickiego przed snem. Tak, na wszelki wypadek. By wiedział, że w Premier League nie ma dla nikogo litości.

▬ ▬ ● ▬