Dzień wcześniej niż...

Fot. Trafnie.eu

Czy można być piłkarzem klubu, którego piłkarzem się nie jest? To tylko z pozoru absurdalne pytanie. Przekonałem się o tym czytając o perypetiach jednego z nich.

Okazuje się, że w piłce nie ma rzeczy niemożliwych. Dowodzi tego przypadek Kamila Grosickiego. Dowodzi nawet podwójnie. Bo właśnie on znalazł się w sytuacji co najmniej dziwnej. Dziwnej tylko z pozoru. Bo nadal jest piłkarzem West Bromwich Albion, choć podpisał kontrakt z Nottingham Forest (za: meczyki.pl):

„32-latek w ostatniej chwili, tuż przed godziną zero, czyli 18:00 polskiego czasu, podpisał kontrakt, ale (...) możliwe, że klub spóźnił się z wysłaniem dokumentacji do angielskiej federacji o 21 sekund!”

W ostatnim meczu ligowym West Bromwich Albion z Burnley Grosickiego nie było w składzie. W poprzednim z Southampton też nie było, choć oficjalnie jako powód absencji podano kontuzję pleców. A między jednym z drugim zaliczył hat-tricka w reprezentacji Polski w meczu z Finlandią, po którym wyraził nadzieję, że klubowy menedżer Slaven Bilić spojrzy teraz życzliwym okiem na jego potencjał i wreszcie da zagrać w tym sezonie w Premier League.

Niestety pogubiłem się w niuansach sprawy i nie wiem, czy chorwacki menedżer WBA nie bierze pod uwagę Grosickiego, bo ten jest za słaby nawet do meczowej osiemnastki, czy nie bierze, bo nie wie jakiego to klubu zawodnik? Pytanie zasadne, jeśli weźmie się pod uwagę, że… (za: meczyki.pl):

„W środę ma zebrać się komisja, która wyda werdykt w sprawie. Jeśli będzie on niepomyślny dla Forest i piłkarza, może się jeszcze próbować odwoływać, ale FA znana jest z restrykcyjnego podejścia do Deadline Day. Do czwartku wszystko powinno się ostatecznie wyjaśnić”.

Oczywiście nie takie cuda zdarzały się w piłce i pewnie zdarzać będą. Zastanawiające jednak jest, że w przypadku Grosickiego zdarzają się wręcz cyklicznie. Bo przecież w ostatnim dniu letniego okna transferowego w 2016 roku nastąpił jego nieudany odlot do Burnley:

„Nieudany w przenośni, bo prawdziwy lot był wręcz komfortowy, o czym polski zawodnik nie omieszkał się pochwalić na Instagramie stosowną fotką na tle samolotu tuż przed startem. Poleciał ze zgrupowania kadry w Warszawie do Anglii by dograć szczegóły kontraktu. Poleciał i wrócił, tylko bez kontraktu.

To powinna być dla niego nauczka, dość bolesna zresztą. O pewnych rzeczach lepiej mówić, gdy są już przyklepane. W przeciwnym razie kac jest podwójny. I słuchając teraz wypowiedzi załamanego Grosickiego trudno odnieść inne wrażenie”.

Niestety nie była to nauczka, skoro dwa lata później:

„Jeśli zbliża się koniec okresu transferowego jest spora szansa, że zrobi się za chwilę głośno właśnie o Grosickim. Menedżer Hull City Nigel Adkins stwierdził, że o jego perypetiach związanych ze zmianami klubów można nakręcić film”.

I rzeczywiście w ostatnim dniu okna transferowego miał podpisać kontakt z Bursasporem. Poleciał do Turcji, ale jak przyznał prezes tego klubu (przegladsportowy.pl):

„Nie chciał podpisać umowy bez obecności swojego prawnika, a z jego ściągnięciem było spore zamieszanie”.

Czyli obecne zamieszanie na linii West Bromwich Albion – Nottingham Forest, z Grosickim w środku, nie jest niczym nowym. Właściwie normą. Bo według mojej teorii przez przypadek coś może zdarzyć się raz. Gdy dzieje się po raz drugi, należy już mówić o konsekwencji określonych działań, bądź ich braku. Dlatego trzeba umieć wyciągać wnioski.

Niech więc Grosicki zmieni agentów, którzy załatwiają jego interesy, albo niech wspólnie ustalą, że dla nich okno transferowe kończy się dzień wcześniej niż dla pozostałych. Wtedy jest szansa, że problemów ze zmianą klubu nie będzie.

▬ ▬ ● ▬