Hasło do otwarcia bram raju?

Fot. Mateusz Kostrzewa - legia.com

Zaczęło się, już czuć w powietrzu styczeń. Nie chodzi bynajmniej o pogodę. Więc o co? O zimowe okienko transferowe. Wielu nie może się go doczekać.

Teraz do końca stycznia codzienne wiadomości związane z piłką nożną będą się kręcić wokół tego tematu. Już się kręcą i to w dwojaki sposób. Jedni nie mogą się doczekać stycznia licząc, że wtedy dopiero zacznie się ich kariera. Inni czekają z nadzieją, że może jeszcze kariera się nie skończyła...

Wiara w siłę polskiej piłki coraz większa. Reprezentacja w przyszłym roku ma to potwierdzić w eliminacjach do EURO 2016, a Legia w Lidze Europejskiej (na początku), a później w Lidze Mistrzów. Wszystko wydaje się w teorii logiczne, dopóki nie zacznie się analizować informacji transferowych. Wtedy okazuje się niestety, że to ciągle daleka piłkarska prowincja. 

Wystarczy nawet plotka, że ktoś chce naszego grajka i od razu odnoszę wrażenie, jakby to była informacja o wygraniu ważnego meczu. Właśnie dowiedziałem się, że Arsenal uważnie ogląda Krystiana Bielika. Gdyby ktoś nie wiedział, to zdolny dzieciak z Legii. Poświęciłem mu kilka wierszy w sierpniu, apelując o większą wstrzemięźliwość w wyrażaniu zachwytów na temat jego umiejętności. Oczywiście dla dobra samego zawodnika.

Już nawet czytałem wywiad z Bielikiem, co nie jest niestety budującą refleksją. Dzieci powinny uczyć się grać w piłkę, by miały o czym opowiadać jak dorosną. Jeśli małolaty robią za gwiazdy, nie świadczy to dobrze o danym kraju. Inaczej przepytywano by ich starszych kumpli z boiska.

Czy Bielik w Arsenalu to dobry pomysł? Odpowiadanie na pytanie nie ma sensu, bo moim zdaniem jego los jest przesądzony. Skoro w tle pojawiła się kwota za potencjalny transfer (dwa miliony euro według sport.tvp.pl), nikt nie będzie się zastanawiał co jest dla takiego młodziaka najlepsze. Sześć zer w wymienionej kwocie ma większą siłę przekonywania. Jest jak zaszyfrowane hasło do otwarcia bram raju.

Następny na liście, by raju posmakować, to Marcin Kamiński. Obrońca Lecha dowiedział się, że podobno chce go Borussia Dortmund. Jest tym prawie tak zaskoczony jak ja. Myślał, że chodzi o Karola Linettego i mówi (za przegladsportowy.pl):

„Muszę zasłużyć na to, żeby odejść. Muszę zasłużyć, żeby ktoś w ogóle spojrzał na mnie. Jak już to się stanie, będziemy mogli myśleć o transferze”.

Przekaz raczej jasny – zagraniczny transfer jako spełnienie piłkarskich marzeń. Tylko trzeba najpierw na to zasłużyć. I w styczniu mogą się spełnić...

Ale jest jeszcze druga strona transferowego medalu. Styczeń jako nadzieja na odmienienie parszywego losu. Podpisanie kontraktu z silniejszym klubem nie oznacza niestety otrzymania kodu do otwarcia bram raju. Najwyżej do poczekalni, w której można utknąć na dłużej. Oto tylko kilka przykładów z ostatnich tygodni.

Waldemar Sobota chce zostać gdzieś wypożyczony. Marzył kiedyś o Bayernie, ale rzeczywistość okazała się brutalna, ma problemy z podniesieniem się z ławki Club Brugge.

Bari skróci wypożyczenie Rafała Wolskiego z Fiorentiny i odda go, zamiast na koniec sezonu, już w styczniu. Powód? Polski pomocnik nie zdołał wywalczyć sobie miejsca w podstawowym składzie.

Werder Brema chce się pozbyć Ludovika Obraniaka, co potwierdził „Kicker”. A Dominik Furman miał zrobić karierę we francuskiej Ligue 1 w barwach Toulouse, ale już wie, że nie zrobi. Inteligentny chłopak, więc bardzo realistycznie ocenił swoją sytuację, wyznając „Super Expressowi”:

„Jestem na dnie!”

Warto by te wszystkie przypadki przeanalizowali ci, którzy usilnie starają się zasłużyć na wyjazd już w styczniu...

▬ ▬ ● ▬