Jak jest fajnie...

Podobno przegrani są ciekawsi od zwycięzców, przynajmniej z dziennikarskiego punktu widzenia. Postanowiłem to sprawdzić na jednym przykładzie.

Za przykład posłużył Jürgen Klopp. Jeszcze do niedawna był uosobieniem wielkiego zwycięzcy. Borussia Dortmund marzy, by odnosić teraz takie sukcesy, jak za jego kadencji. Choć oczywiście porównanie wyników uzyskiwanych wtedy, z tymi uzyskiwanymi teraz, stanowi znacznie głębszy i szerszy temat, nie związany tylko z Kloppem. W Dortmundzie zbudował sobie odpowiednią markę, by móc katapultować się do Liverpoolu.

Najpierw w angielskim klubie zaliczył wymarzony triumf w Lidze Mistrzów. Przede wszystkim dla siebie, bo Liverpool już takie miał na koncie. Do tego dorzucił w ubiegłym roku zdobycie mistrzostwa Anglii. Ten sukces z kolei był wymarzony dla klubu, który czekał na niego aż trzydzieści lat.

W obecnym sezonie już tak kolorowo nie jest. Najpierw serie porażek w Premier League, teraz odpadnięcie z Ligi Mistrzów. I nie ma tylu okazji do pokazania panoramicznego uśmiechu - czystej reklamy przemysłu dentystycznego. Chyba tym uśmiechem wielu kupił, stając się ich ulubieńcem. Moim niekoniecznie, czemu dałem już kiedyś wyraz. A widzę, że inni stopniowo dochodzą, choć ze sporym opóźnieniem, do tych samych wniosków.

Jak jest fajnie, wszyscy są fajni. Człowieka poznaje się wtedy, gdy zaczyna się wszystko pieprzyć. I taki okres w ostatnich miesiącach przytrafił się Kloppowie. Po wielu porażkach, znacznie częstszych niż wcześniej w karierze, zaczął wygadywać różne bzdury, próbując w ten sposób je tłumaczyć. Nie podobała mu się pogoda, boisko, a ostatnio nawet stadion. Przy okazji pierwszego meczu ćwierćfinałowego Ligi Mistrzów z Realem wyszydził Estadio Alfredo Di Stéfano, niewielki stadionik w ośrodku treningowym Ciudad Real Madrid, starając się w infantylny sposób odreagować porażkę, jaką zafundowali jego drużynie gospodarze.

Zauważyłem, że coraz więcej osób dostrzega, że Klopp, postrzegany dotąd głównie jako zawsze uśmiechnięty i tryskający dobrym samopoczuciem „swój chłop”, posiada też wady. Czyli zauważają coś, co ja dostrzegłem wyraźnie w 2018 roku. Po finale Ligi Mistrzów w Kijowie nie mogłem mu darować, w jaki sposób zachował się w stosunku do bramkarza, obwinianego za porażkę. Wtedy Real też okazał się lepszy od Liverpoolu, jak teraz:

„W drugiej połowie jego bramkarz Loris Karius popełnił dwa niewiarygodne błędy, które z pewnością pozostaną piętnem do końca kariery. Po zakończeniu meczu płakał jak dziecko. Gdy piłkarze Liverpoolu czekali na dekorację na płycie boiska, Klopp sprawiał wrażenie, że za wszelką cenę unika spotkania z Kariusem. Wrażenie słuszne, bo sam to potwierdził dziennikarzom:

»Jego błędy były bardzo wyraźne. On o tym wie, ja o tym wiem i wy też wiecie. Teraz nie jest czas na rozmowę o nich. Taki dopiero nadejdzie«”.

Ale życie okazało się przewrotne, bo kilka dni później:

„Karius przeszedł specjalistyczne badania neurologiczne w Stanach Zjednoczonych. Lekarze nie pozostawili żadnych wątpliwości – przyczyną popełnionych błędów przez bramkarza było wstrząśnienie mózgu! Doznał go na początku drugiej połowy meczu finałowego w starciu z obrońcą Realu Sergio Ramosem, który uderzył go łokciem w głowę. Bramkarz nie miał prawa dalej grać, ale pozostał na boisku i w konsekwencji został później uznany za głównego winnego porażki Liverpoolu.

Ujawnione właśnie fakty stawiają go w zupełnie innym świetle. Właściwie można mu pogratulować, że popełnił tylko tyle błędów, że w ogóle dotrwał do końca meczu w stanie, w którym nie miał prawa dłużej grać”.

Od tego meczu kilka lat zdążyło minąć i nic się nie zmieniło. Nie przypominam sobie, bym trafił na jakąś wypowiedź Kloppa, który inaczej ocenił Kariusa niż na konferencji prasowej po finale w Kijowie. Dlatego nie zmienił się też mój stosunek do niego. I raczej się nie zmieni. Przy okazji ponownej konfrontacji Liverpoolu z Realem miał idealną okazję wypowiedzieć się na ten temat. Niestety nie skorzystał.

Karius nie jest wybitnym bramkarzem i raczej nigdy takim nie będzie. Ale to nie powód, bym pozostał obojętny na traktowanie go w sposób, na jaki nie zasłużył.

▬ ▬ ● ▬