Jak szlifuje się diamenty

Fot. Trafnie.eu

Ostatnio było o błyskawicznym budowaniu pomników. I jako puenta do tekstu właśnie powstał nowy. Na szczęście świeży bohater zachowuje dużo rozsądku.

W środę odbyły się dwa mecze mogące mieć w konsekwencji kluczowy wpływ na koronację mistrza Polski. Nawet na pewno będą miały, bo teraz już wszystkie do końca sezonu mieć będą, skoro zostało pięć, a różnica punktów pomiędzy liderującymi drużynami znów wynosi zero.

A stało się tak dlatego, że Lechia wygrała 4:3 w Szczecinie z Pogonią i przy porażce a Legii w Poznaniu 0:1 z Lechem, ponownie zajmuje pierwsze miejsce w tabeli po odrobieniu trzech punktów straty. Niezwykle ciekawie zapowiada się bezpośrednie starcie obu pretendentów do tytułu w sobotę w Gdańsku. Jego zwycięzca będzie zdecydowanie bliżej mistrzostwa, ale…

Przecież zaledwie dwa dni wcześniej niektórym się wydawało, że Lechia nie da już rady Legii. Rzeczywiście wiele argumentów z ostatnich kolejek za tym przemawiało. Życie nauczyło mnie jednak, że gdy w piłce coś wydaje się absolutnie pewne, może być dokładnie odwrotnie. Dlatego napisałem, że niczego bym jeszcze nie przesądzał. I teraz nie skreślałbym także… Piasta.

Drużyna z Gliwic leje ostatnio wszystkich. W sobotę zlała na wyjeździe Lechię. Dzięki takiej serii zmniejszyła stratę do lidera do czterech punktów. Tylko czy aż czterech na pięć kolejek przed końcem? Jeśli w sobotę w Gdańsku padnie remis, a Piast znowu wygra, może mieć dwa punkty straty. I z całą pewnością będą to już tylko dwa punkty. Najważniejsze, że walka o mistrzostwo robi się coraz ciekawsza.

Teraz o bohaterze środowych meczów. Nazywa się Filip Marchwiński. W styczniu skończył siedemnaście lat, a jeszcze na jesieni zdobył bramkę w lidze stając się najmłodszym strzelcem w historii Lecha Poznań, którego jest piłkarzem.

W środę zdobył kolejną w meczu z Legią wchodząc na boisko z ławki w drugiej połowie. Dała Lechowi zwycięstwo. Choć mistrzostwo już dawno nieaktualne, szansa na puchary raczej mało prawdopodobna, wygrana nad Legią w Poznaniu zawsze smakuje wyjątkowo.   

Tym należy tłumaczyć fakt, że Marchwiński pojawił się w tytułach jako „diament”, a strzelona przez niego bramka była „cudowna”. Jeśli rzeczywiście była, ktoś wymaga pilnej wizyty u okulisty. Nie wiem tylko, czy ja, czy autorzy podobnych teorii.

Marchwiński biegnąć z piłką wzdłuż linii pola karnego zdecydował się na strzał. Jego siła była słaba, na szczęście precyzja odpowiednia, dlatego piłka przy słupku wtoczyła się do bramki. To najważniejsze.

Strzelec gola zaliczył na razie sześć występów w Ekstraklasie, każdy w roli rezerwowego. Jeśli ktoś nazywa go diamentem, powinien pojechać do prawdziwej szlifierni i przekonać się jak niewiarygodnie trudny i mozolny jest proces ich szlifowania.

Dlatego prośba, by dzieciakowi z Lecha nie robić krzywdy. Jest utalentowanym chłopakiem, ale dopiero na początku najtrudniejszego okresu dla zawodnika – przejścia z drużyny juniorów do seniorów. Zamiast już stawiać mu pomniki, dajcie się normalnie rozwijać. Na razie to tylko talent i jeszcze naprawdę niczego nie osiągnął.

Na szczęście Marchwiński wydaje się mieć zimną głowę i większy dystans do siebie w porównaniu z pochlebcami. Po meczu wyznał, że następnego dnia najważniejsza będzie szkoła (za: przegladsportowy.pl):

„Trwa co prawda strajk, ale z racji tego, że tak dużo czasu spędzam na treningach w klubie, mam zajęcia indywidualne, które normalnie się odbędą. Nie mam czasu na strajkowanie”.

Nie ma też czasu na głupoty, więc jest nadzieja, że może z tego chłopaka wyrośnie prawdziwy piłkarz.

 ▬ ▬ ● ▬